wtorek, kwietnia 27, 2010

Liebe braucht zwei.

Wszystko wróciło do normalności. Względnej. Jestem pieprzonym egoistą i nie potrafię normalnie żyć. Normalnie o tej porze piszę różne dziwne rzeczy. Pisałbym normalnie, gdybym tylko potrafił. Mógłbym się nawet normalnie zakochać, ale to tak łatwo niestety nie działa. Nie lubię kiedy coś dzieje się za szybko, tak jak nienawidzę pisać sms-ów. Chyba jeszcze nie skończyło się to, z czego wychodzę od paru miesięcy, dlatego krzywdzę. Sam nie wiem czego chcę. Właściwie to to, czego chcę jest poza moim zasięgiem i jest ode mnie kompletnie niezależne.
Słucham sobie depresyjnej muzyki, która mnie akurat podnosi. Jestem dziwny. Odrzucam. Boję się ufać nawet w 75%. I powiedzieć, że "zrobię dla Ciebie wszystko". Boli mnie serce, kiedy tylko pomyślę, że kogoś ranię. Naprawdę. A wszystko przez tę jedną, o której jeszcze myślę, i przez którą cierpię. Dlatego koniec z szukaniem kogokolwiek, bo właściwie myślę i tak najbardziej o sobie.
Nikt inny mi się nie podoba poza tą jedną, która mnie nie chce. Tak, to mnie boli. I nie musiałem ranić kogoś innego, żeby się o tym przekonać, ale życie jest tak popieprzone, że... Mam prawo błądzić. Mam prawo popełniać błędy. Przepraszam za wszystkie i zostawcie mnie w spokoju. Jeśli tylko tego chcę, bo jako egoista i tak nie będę się z Wami liczyć.
Kolejny raz zachowuję się i piszę jak pępek świata, lecz kto mnie zna, ten dobrze wie, że dokładnie taki jestem.

Przychodzi mi do głowy część pewnego refrenu...
Liebe braucht zwei Hass langt für drei
Gute Freunde werden wir sicher nicht
Bessere Feinde dafür sicherlich

A poza tym... Dziś poszedłem zrozumieć Polskę na widowisku L.U.C. Warto z nim zrozumieć Polskę. Płytkę mam kupioną od dawna i byłem nią zachwycony, widowisko widziałem też w telewizji, ale na żywo to jest... MEGA!
Działalność naszego wrocławskiego rapera jest dość specyficzna. Mianowicie udziela się on całym sercem w różnych patriotycznie zorientowanych projektach, mając z pewnością świadomość, że swoją osobowością i swoim dorobkiem przyciągnie młodych ludzi. Przyciągnął dzisiaj nawet całe klasy z nauczycielkami, co moim zdaniem jest dobre, ale z tego co widziałem, to niewielu z nich poruszyła treść tego przedsięwzięcia. Było trochę ludzi w ekhm. średnim wieku. Przypadkiem słyszałem ich rozmowy po wyjściu i mówili między sobą, że im się bardzo podobało.
Ale czy naprawdę L.U.C pomaga zrozumieć Polskę? Czy przedstawia tylko część naszej historii? A konkretnie 39-89.
Czasem mam dość tego polskiego cierpiętnictwa. Wydaje mi się, że w oczach przeciętnego, ale inteligentnego Polaka, historia Polski to właśnie przede wszystkim rozbiory, zabory, wojny, klęski, zamachy, stalinizm, realny socjalizm i niewykorzystane sytuacje. A przecież nasza historia jest też pełna wspaniałych wydarzeń, o których pamięta się jednak nieco mniej. L.U.C dopiero pod koniec może przypomnieć papieża-Polaka, Okrągły Stół i zwycięstwo Solidarności. Pewnie dlatego, że historia sprzed 1939 roku jest dla nas już zbyt odległa. Myślę teraz, jakie wspaniałe wydarzenie z historii Polski dziś się obchodzi jakoś szczególnie głośno i uroczyście. Nic poza 11 listopada i 3 maja nie przychodzi mi do głowy... Bitwa pod Grunwaldem? Nie bądźmy śmieszni... Poza tym dowiedziałem się, że w tej bitwie rycerze polskich chorągwi mówili po niemiecku, a dla Krzyżaków walczyła ludność miejscowa, tj. miejscowa dla Krzyżaków, tj. konkretnie pruska. Cóż...
15 sierpnia i Cud nad Wisłą... wszyscy wiedzą tylko, że mają wolne od pracy. No, prawie wszyscy. Prawie wszyscy mają wolne.
Dzień Zwycięstwa 8 maja? U nas? Przy okrągłych rocznicach, z tego co pamiętam. Ale szczególnie uroczyście w Rosji, lecz 9 maja, bo oni z reguły przeinaczają historię do swoich potrzeb. A może to my ją przeinaczamy? Teraz pewnie co roku będziemy obchodzić uroczystości upamiętniające smoleńską katastrofę, żeby jeszcze bardziej się dołować. Wiadomo, że nie powinniśmy z tego powodu tańczyć i szampana otwierać, ale... dość mam tej polskiej martyrologii. Sam czuję się czasem wystarczająco zdeprymowany. I znowu zacząłem pisać o polityce, a tak bardzo nie chciałem...
Wracając do wspaniałego widowiska, które miałem okazję dzisiaj ujrzeć, to chcę napisać, że L.U.C pomaga zrozumieć Polskę, ten dziwny kraj. Wyniszczenie inteligencji przez hitlerowskich i sowieckich morderców to tylko jedna z przyczyn, przez które (może) wygląda tu wszystko tak, a nie inaczej. Choć w nadaniu tego dziwnego charakteru swój udział miało też ponad pół wieku władzy ludowej. Absurdy życia codziennego, kolejki, puste sklepy, strajki, stan wojenny, kombinatorstwo... I ta niechlubna gruba linia, której znaczenia do końca nie rozumiem...
Na koniec chcę tylko napisać, że żal mi tych młodych ludzi, którzy przy zdjęciach z Katynia śmieją się w ostatnich rzędach.

Frühling.

Czuję jak wszystko się zmienia. Czuję. Wszystko.
Ale jeśli to kolejne złudzenie, to...

Zamiast kończyć, pozostawię dziś tylko tekst piosenki, która mnie urzekła, a mianowicie Milion szkarłatnych róż ze spektaklu Leningrad, który jest grany w naszym wrocławskim Teatrze Piosenki. Ostatnio grałem to sobie na akordeonie w domu... Oj, jak mi tego brakuje!

Milion szkarłatnych róż
Czy pamiętasz ten romans
Pugaczowa nasz los
Wyśpiewała w tych słowach
Milion szkarłatnych róż
Pod twym oknem me jęki
I gitary mej śpiew
Los na strunach rozpięty

W kasie teatru ty
Byłaś aktorką prawie
Od sufitów i ścian
Ja artystą malarzem
Ziścić miała się pieśń
Szczęście miało być faktem
Tylko zabrakło nam
Róż miliona szkarłatnych

Milion szkarłatnych róż
Do stóp chciałem ci rzucić
Ale róże - no cóż
Trzeba ukraść lub kupić
Tego w piosence swej
Ałła nie przewidziałła
Że za kilka tych róż
Kara dwóch lat czekałła

Milion szkarłatnych róż
Miesiąc za każdy płatek
Miałaś czekać, lecz ty
Wyjechałaś w Karpaty
Z oficerem specsłużb
Tam się pięknie puściłaś
Na chuj była ta pieśń
Milion róż i ta miłość

niedziela, kwietnia 18, 2010

Traum.

Czasami mam taki sen, w którym stoję na środku mostu. Najczęściej Mostu Grunwaldzkiego. Jest ciemna, bezchmurna noc, widać wszystkie gwiazdy niesamowicie wyraźnie. Cały świat wiruje. Czuję się tak, jakbym był pijany. Nic mi się nie zgadza, w głowie kompletny nieporządek, lecz tylko jedna myśl. Nie myślę już o niczym innym. Wchodzę na barierkę i...
Skaczę.
Zamiast lodowatej wody w rzece, czuję niezwykłe ciepło i cały świat, do którego wpadłem jest taki jasny, pełny różnokolorowych kwiatów i owoców. Woda jest kompletnie przezroczysta i widzę wszystkie kolorowe ryby, które zjadają się wzajemnie, ale mnie się boją. Światło dociera jakby od słońca, które widzę spod tafli. Nie mogę wypłynąć na powierzchnię, bo w pewnej chwili wciąga mnie wir, który nagle przemienia się w tornado, które z kolei wyrzuca mnie na pole.
Zaczyna się okropna burza. Pioruny układają się w krzyże, a ja jestem na środku pola, gdzie stoi jedna grusza z dojrzałymi owocami. Wieje silny wiatr, który mnie przewraca. Zaczyna się okropna ulewa, a pioruny ciągle cisną. Jestem zupełnie sam, a w oddali widać tylko łąki i las. Burza przeraża mnie tak bardzo, że kładę się na ziemię, zginam w pół i zaczynam płakać.
Nagle widzę jeden błysk, po którym nie widzę nic.
Budzę się z mokrymi oczami, ledwo łapiąc oddech.
A niech mnie trafi w końcu!

czwartek, kwietnia 15, 2010

Rennen...

Czasem chciałbym pobiegać z kimś po lesie jak Iwan i Mariczka z Cieni Zapomnianych Przodków Paradżanowa. Tak beztrosko i... Oj, wspaniały obraz! Ale nie zachęcam, bo nie każdy lubi tak ambitne kino. Pociągnie jedynie wielbicieli Ukrainy i tych, którzy folkiem żywo się interesują. I jaka piękna ta aktorka, która gra Mariczkę... jak to uczucie, które ich dwoje łączyło, zanim ich drogi musiały się rozejść.
Czasem chciałbym skończyć tak jak Iwan. Chociaż Iwan kiedy kończył, nie miał już zupełnie nic.

Nie mogę spać.
Chciałbym dać odpocząć emocjom. Zupełnie. Ale to nie jest łatwe, kiedy dookoła dzieje się tak wiele... W tej notce odcinam się od polityki, która ostatnio mnie męczy. Tak jak i męczą mnie te bezsensowne dyskusje, protesty i inne tego typu rzeczy. Zresztą nie zamierzam tutaj podejmować przecież tylko tematów politycznych! A poprzez przyłączenie się do kilku fansite'ów i grup na Facebook'u wyraziłem tylko moje zdanie i nie zamierzam robić z tego takiego bagna, jakiego narobili niektórzy moi rodacy. Może dało się inaczej? Nie rozciągam już tego. Nie mam siły o tym myśleć.
Jutro w nocy czeka mnie kolejna podróż do domu nocnym pociągiem. Tymczasowy Dworzec Główny PKP we Wrocławiu prezentuje się całkiem nieźle, mimo że kolejki do kas biletowych są wcale nie mniejsze. Za to nie ma tego odoru, który towarzyszył nam na dworcu...
Kanary na mieście próżnują, bo po serii kontroli biletów w zeszłym miesiącu od świąt nie spotkałem żadnego. Może zmienili swoje ulubione trasy? A! Spotkałem jakichś wczoraj na Świdnickiej, ale tylko się minęliśmy, bo oni wsiadali, a ja akurat wysiadałem. Zupełnie nowe grupy chodzą, także uwaga! Poznać ich można często po takim niebieskim wisiorku na szyi (ukrytym nieraz pod kurtką, koszulą, czy bluzką).
Ciepła, ciemna noc. Gwiazdy między chmurami oddalone od siebie wzajemnie tak bardzo jak ja od swojego ideału. Czas ucieka coraz prędzej, a ja tak naprawdę dopiero zaczynam. Jest trochę deszczowo, ale lubię to miasto i w tą pogodę, kiedy ludzie chowają się pod parasolami i nie ma ich aż tylu na ulicach, dzięki czemu nie muszę kląć na kogoś, kto idzie zbyt wolno przede mną chodnikiem. Zawszę wyminę, bo lubię zapierdalać.

wtorek, kwietnia 13, 2010

stumm sein

W ostatnich dniach żadna informacja nie mogła wywołać u mnie poczucia oburzenia, niesmaku i zdziwienia na raz, jak ta o tym, że ŚP Prezydent Lech Kaczyński zostanie pochowany obok królów Polski i innych wielkich ludzi na Wawelu. Może nie byłem jego sympatykiem, lecz nie to decyduje o moich uczuciach odnośnie do tej wiadomości. Bardzo podobało mi się to, że był on wielkim patriotą i w kwestii dbania i pielęgnowania o pamięć historyczną mógł być według mnie wzorem dla każdego, lecz moim zdaniem nie dokonał nic wielkiego dla naszego kraju, dzięki czemu byłby godny spoczywania wśród naprawdę wybitnych postaci polskiej historii. Powinni znaleźć dla niego miejsce godne, bo należy mu się szacunek, bo nie był byle kim. Byle kto nie zostaje prezydentem, nawet jeśli prawie cały naród śmiał się z jego wzrostu i pomyłek. Inna sprawa, że to media pokazywały go przeważnie tylko w jednym świetle, a teraz pokazują w zupełnie innym. Inna sprawa, że jako człowiek związany z Warszawą, powinien spocząć wśród prezydentów w Warszawie. Czytam teraz różne fora poświęcone temu tematowi i ludzie piszą naprawdę zarówno wiele głupstw, jak i mądre słowa. Ale, podobnie jak niektórzy, myślę, że on sam nie chciałby tego, bo jako skromna osoba (jaką go teraz szczególnie przedstawiają), stwierdziłby sam, że nie jest godzien.
Poza tym... widocznie dziś wystarczy zginąć w samolocie, żeby zostać pochowanym na Wawelu. Tym razem ja znowu wspomnę - nawet Miłoszowi ledwo pozwolono spocząć w Krypcie Zasłużonych na Skałce... Choć też była polityczna awantura.
Jedna, zupełnie nierozsądna decyzja już podzieliła nasz naród. Niepokojące, smutne i wstrząsające. Nie wiem. Nie mam więcej słów. Chyba nawet szkoda gadać.

niedziela, kwietnia 11, 2010

erste Einschreibung.

Einsiedelei, czyli pustelnia.

Postanowiłem zmienić blog. Ostatnio potrzeba mi wiele zmian. Mam nadzieję, że nie będzie tu tak pusto, jak wskazuje tytuł mojego bloga. To po prostu taka gra, która polega na tym, że czasem piszę wiele rzeczy, które w zasadzie nie muszą nic znaczyć.
Dziś jednak pozwolę sobie wkleić ostatnią notkę z mojego poprzedniego bloga, bo - po pierwsze - nie chce mi się dużo pisać i - po drugie - była naprawdę dobra (moim zdaniem).

Notka pochodzi z 2010-04-11, więc każde 'wczoraj' dotyczy tragicznej daty 2010-04-10.
Zatem cytuję samego siebie:

Bardzo wstrząsnęły mną wczorajsze wydarzenia, chociaż pół dnia znowu przespałem... Dostałem ok. 10 sms-a od brata z tą informacją, lecz myślałem, że to mi się sni. Później dzwoni do mnie matka z tą informacją, więc w końcu się obudziłem, sprawdziłem telefon i myślę sobie, o co chodzi. Za chwilę wpada do mnie do pokoju mój współlokator z tą informacją... Włączyłem komputer, włączyłem telewizor i się dowiedziałem...
Jak wcześniej sam psioczyłem na tego prezydenta, że jaki to on niedobry i zły, tak wczoraj pożałowałem tych myśli i słów, i zrobiło mi się okropnie żal, i smutek mnie ogarnął. Doznałem szoku i do tej pory jeszcze nie może do mnie dotrzeć to, co się stało. Po prostu nie chcę w to uwierzyć. Niby dotarła do mojego mózgu informacja o tej katastrofie, ale nie potrafię tego zrozumieć - dlaczego i jak to się stało. Cała ta sytuacja jest dla mnie nadzwyczajnie niepojęta. Strasznie się tym przejąłem i musiałem sam coś zrobić, bo chyba bym naprawdę oszalał, siedząć sam w domu, bo u mnie nikogo nie było dzisiaj, z kim mógłbym o tym pogadać, albo o czymkolwiek innym. A rozmowy przez gg/skype/cokolwiek, to jednak nie to samo, co czyjaś obecność. Poszedłem z koleżanką do kościoła św. Elżbiety na mszę za ofiary tej katastrofy. Było bardzo dużo ludzi, nic dziwnego w końcu. Ale jak rzadko chodzę do kościoła, bo nie lubię, to wczoraj tego chyba potrzebowałem. Potrzebowałem tego, żeby poczuć jedność z innymi ludźmi. Szkoda, że Polacy potrafią jednoczyć się tylko w takich okolicznościach (albo w takich, kiedy są naprawdę zagrożeni). Ale wczoraj zrobiłem z siebie prawdziwego Polaka-katolika, który w chwili słabości, zagrożenia, czy kompletnej beznadziei udaje się do kościoła. W tamtej chwili, w kościele, czułem to, że nie ważne są podziały. Wszyscy byli tam z jednego powodu i patrzyli na siebie jak człowiek na człowieka, lecz wiem, że to tylko chwilowe. Tak jak po śmierci papieża, kiedy nawet najwięksi wrogowie obiecali zażegnać dawne spory, a za miesiąc i tak kibole wrócili do swoich rzeczy, parlamentarzyści znów się opluwali i wszyscy wrócili do tej 'polskiej normalności', bo 'normalność' u nas jest dość specyficzna. Jest mi przykro z tego powodu, że szybko się tu nic nie zmieni, ale głęboko wierzę w to, że któraś generacja w końcu dojrzeje do tych wszystkich pięknych idei, o których dziś się tylko głośno i ładnie mówi.
Jedyne co mogłem wczoraj zrobić, to pomodlić się za Prezydenta i jego żonę, Prezydenta Kaczorowskiego oraz pozostałe ofiary tej tragedii i złożyć kwiaty pod Sukiennicami, żeby chociaż w ten sposób móc złożyć hołd. Nie jestem nawet w stanie zrobić cokolwiek innego. Do tej pory chodziłem po mieście i siedziałem u znajomych, żeby tylko nie być sam.

Reakcje ludzi były różne, lecz nie dziwię się im wcale. Mam na gadzie znajomego, który ma opis w stylu huraaa !!! huraaaa!!! jupi !!! i, znając go naprawdę dobrze, podejrzewam, że ma to związek z wczorajszym wydarzeniem, więc jest mi tylko przykro, a nawet lekko mnie to oburza. A jadąc nocnym autobusem słuchałem podchmielonego dziada, który mówił, że "dobrze im tak!"... Ludzie są okropni i źli, lecz ja jestem tak naiwny i głupi, że ciągle w nich wierzę... Lecz w niektórych się nie da - po prostu nie da się z nimi nic już zrobić. Ja nie wiem jakie dzisiaj są wartości. Znam tylko swoje i może lepiej pozostanie mi się tego trzymać, bo wierzę, że z nimi akurat wyjdę dobrze i kiedyś patrząc w lustro, będę mógł sobie powiedzieć, że naprawdę jestem dobrym człowiekiem.
Ludzie dziś nie mają sumienia. Oni nawet nie potrafią myśleć, a co dopiero czuć, współczuć, tolerować... Dziś nawet niewielu już potrafi się naprawdę przyjaźnić. Myśleliście może kiedyś ilu dorosłych już ludzi ma prawdziwych przyjaciół? Ja tak. Myślę, że niewielu, bo dla prawdziwych przyjaźni dziś nie ma czasu. Tacy przeciętni ludzie dziś wracają tylko z tyry i opychają się przed telewizorem albo komputerem. OK, czasem wyjdą napruć się do pubu, ale czy z przyjaciółmi, którzy są nimi naprawdę, czy raczej po prostu z kumplami? To jest przecież zasadnicza różnica.
Przeciętność jest u nas bardzo, bardzo nisko i potrzeba wiele trudu, żeby to zmienić, jeśli w ogóle da się to zrobić. Dla mnie niepojęte jest to, jak można być pozbawionym uczuć. Może sam podchodzę do większości spraw zbyt emocjonalnie, ale... Może wrażliwość to dzisiaj niepożądana cecha i ludzie pozbywają się jej, żeby było im lepiej? Z drugiej strony, czy można żyć bez uczuć? Bez uczuć naprawdę każdy dzień jest taki sam (chyba, że ktoś ma wolne w weekendy).
Wiele rzeczy jest łatwo napisać albo powiedzieć, ale ciekaw jestem, jeśli ci ludzie naprawdę pomyśleliby o tym, co mówią i piszą, czy pożałowaliby tego, czy zrobiliby to jeszcze raz. To jest po prostu albo z głupoty, albo z bezmyślności. Jedno gorsze od drugiego, lecz leży niestety w ludzkiej naturze. To jest okropne, jak można tak pomyśleć albo napisać jak mój znajomy. Do Polski spływają kondolencje z całego świata i nawet w innych krajach wprowadzana jest żałoba narodowa, a sami Polacy (niektórzy oczywiście, przede wszystkim wyżej wymienieni) nie potrafią zachować się jak ludzie. Polska była wczoraj na oczach całego świata... i jak oni wyglądają w porównaniu do obrazków z wiadomości wszelkich stacji telewizyjnych, gdzie ludzie się gromadzą, wspólnie modlą i oddają cześć zmarłym? Jak oni się czują jako ludzie? To jest okrutne, że lekceważy się coś tak wstrząsającego. Okropne, że nie szanuje się żadnych zasad.
Lecz tak dzisiaj wygląda mój kraj...
Dziękuję za uwagę.