poniedziałek, czerwca 28, 2010

Blauäugigkeit.

Nie dzieje się nic. Nic zupełnie.
Czekam cierpliwie. Naiwnie czekam.
Nie mam o czym pisać.
Gdybym miał choć trochę siły, to pospacerowałbym tam znowu i znowu, i znów...

Pojechałbym sobie gdzieś daleko... Nie mam dość jeżdżenia, mimo tego, że w Mieście Trybunałów byłem teraz niewiele ponad dobę i wracałem do Wrocławia około pięciu godzin, a nie czterech, jak to wcześniej bywało... Nie narzekam już na PKP, chociaż kiedy sobie dzisiaj włączyłem filmik z próby pobicia rekordu prędkości przez TGV, to trochę się rozmarzyłem. Do Stolicy Śląska w godzinę... Ech...
Sesja... Gdyby studia były bez sesji, to studiowałbym do końca życia chyba... Akurat sesja musi być zawsze w takich momentach, kiedy lepiej mogłoby jej nie być! (no, skoro już musi być...)

Chciałbym dostać w końcu maila od kogoś innego niż empik, serwis slowka.pl, festiwalu Era Nowe Horyzonty (na który się w tym roku najprawdopodobniej nie zdecyduję), jamendo, czy innego dziadostwa. Czekam cierpliwie. Naiwnie czekam na kilka słów, może nawet parę zdań.

Wszystko mnie ostatnio nudzi. Nudzi mnie kampania wyborcza, w której szału nie widzę. Nudzą mnie mistrzostwa, mimo że Niemcy wczoraj rozwalili Anglię. Nudzi mnie muzyka. Obejrzałbym jakiś ciekawy film. Ostatnio same nieciekawe oglądam. Nudzi mnie łażenie bez sensu i celu. Przeraża mnie powrót do Petrikau na wakacje. Już sobie to wyobrażam... Każdy dzień taki sam, z daleka od tego, co kocham. Tak, to bolesna prawda. Kocham coś zupełnie innego niż te puste ulice ze starymi rozsypującymi się kamienicami, przeogromne magazyny, hiper- i supermarkety i stanowczy brak rzeki. Coś zupełnie innego niż ostatni wieczorny autobus o dwudziestej trzydzieści do domu i brak nocnych. Coś zupełnie innego niż parę pubów, gdzie coraz ciężej spotkać kogoś znajomego. A, żeby mi się tak jeszcze chciało wychodzić!
Ostatnio przyjeżdżam do domu tylko po to, żeby odpocząć. Pewnie niektórzy z Was już przekonali się, że jak jadę na weekend do domu, to nie odbieram trelefonów itd... OK, może zajrzę na Facebook'a parę razy dziennie, ale to tylko po to, żeby ogarnąć co się dzieje tak mniej więcej. Później rozkładam się na sofie i oglądam bezczynnie telewizję. Deprymujące. Ale tak niestety ostatnio to wygląda. Czuję się wypalony i jedyne cele, dla których jestem w stanie coś zrobić, są tak daleko... Wydają się często nawet w ogóle nieosiągalne. Szczególnie wtedy, gdy tak naiwnie czekam. To jest bezsensowne, ale gdybym miał skrzydła, to sam bym tam poleciał, a nie jechał cztery godziny do Miasta Stu Mostów, później pięćdziesiąt-sześćdziesiąt minut na lotnisko, później dwie godziny samolotem, ponad dwie godziny autobusem, aż w końcu... Nie wiem nawet, gdzie jej szukać.
Nie, nie myślę o tym. Chociaż...
Co będzie wtedy, kiedy zapomnę, a ona napisze?

Jeden z najwspanialszych teledysków, jakie w ogóle widziałem...

Brak komentarzy: