Jeśli piszę, to znaczy, że jest jakaś sesja, albo mam coś innego do napisania, za co się nie mogę wziąć. Dawno nie pisałem znowu...
Czerwcowo, niemal wakacyjnie. Dość pracowicie minął kolejny dzień. Uczelnia, czytelnia (to do niego niepodobne), kolejne takie same zakupy w hipermarkecie, bo nie stać go na Koszyk Kaczyńskiego w pobliskim sklepie osiedlowym. Wracając niebieskim tramwajem przez urokliwe zakątki Polanki, Nadodrza i Ołbina, Bezimienny ujrzał kolejną scenę, która wróciła go do czasów dzieciństwa. Przynajmniej w myślach. Mijając zajezdnię przy Słowiańskiej, zaraz za pustym kioskiem, zobaczył grupę dzieciaków. Dwie dziewczyny i jednego chłopca w wieku - pi razy drzwi - jedenaście lat. Jedna dziewczyna trzymała chłopca, a druga usiłowała go wycałować. Usiłowała, bo chłopiec wyrywał się jak tylko mógł. Taka niby śmieszna scenka, a przyprawiła go o dziwne, ponure myśli. Bezimienny przecież odkąd pamięta był takim brzydkim kaczątkiem. Długi czas spotykał się z odrzuceniem ze strony obiektów swoich zauroczeń. Niewiele się zmieniło przez tych kilkanaście lat. Teraz nawet jeśli ktoś z nim wytrzyma, to maksymalnie miesiąc, dwa i kolejny raz czuje się wykorzystany i wyruchany przez los, chociaż wcale nie chce źle. Cóż... Nie do wszystkiego ma się to szczęście.
W tym dniu akurat znów był samotny. O tej porze akurat brakuje czasu, żeby kogokolwiek lepiej poznać, stworzyć jakiś związek. Nawet ta jedyna rzecz, która powinna go zmotywować, nie ma prawa działać. Czasem, kiedy jego matce przypominało się o tym, że ma do niego darmowe minuty i może zadzwonić, usłyszał przez telefon: "To jak? Masz tam kogoś?". Niezmiennie: "Ale, mamo... Nie mam czasu dla kogoś." Dziś nie ma czasu na nic. Ciągły bieg za tym, żeby wszystkie sprawy były dopilnowane, a w przerwach między wszystkimi zdarzeniami też trzeba się przeopierdalać. "Przyjadę do was, to pogadamy. Cześć!" Sygnał po odłożeniu słuchawki.
"A może nie mam tego cholernego powodzenia?" pomyślał. "W końcu jestem miły, mam pewne zdolności, pasje, niekoniecznie urodę, ale to chyba nie przeszkadza?" Widocznie przeszkadza. Czasem pluje sobie w brodę, że zostawił takie fajne dziewczyny, które opuścił z bardziej lub mniej głupich powodów. Statystycznie - częściej z tych bardziej głupich powodów. Teraz już nic nie może się zmienić. "Te, które mnie zostawiły, pewnie teraz czują się tak samo głupio jak ja." Kto wie? Nawet jeśli przemawia przez tę myśl jego czysty egoizm, to być może jest tu jakiś cień racji?
Jedno jest pewne - chłopak, którego widział dziś zza szyby, jakieś tam powodzenie już od najmłodszych lat ma. Albo te dziewczyny są coraz głupsze... Albo wszyscy ludzie są coraz głupsi?
Ostatnio znów zaczął oglądać seriale. Niedawno sam mówił, że nie lubi seriali, bo otępiają i są w ogóle chujowe, a teraz odkrywa każdy kolejny sezon seriali, które stają się jego ulubionymi... Naturalna kolej rzeczy, chciałoby się rzec. Ludzie się starzeją i nie mają już siły na coś bardziej wymagającego...
Ostatnio zauważył, że oglądając te wszystkie następujące po sobie tępe odcinki, staje się jakiś taki bardziej towarzyski, ludzki możnaby napisać. Szczególnie w pewnej sytuacji, która zdarzyła mu się ostatnio, kiedy wybrał się na wyspę, żeby sobie pograć i zaczął padać deszcz. Razem ze wszystkimi postanowił się schronić pod bramą uniwersyteckiego gmachu głównego i tam sobie pograć. Wtedy akurat grał na swoim cajonie w towarzystwie gitar i śpiewu, i podeszła do niego pewna śliczna dziewczyna, która tak jakoś chciała nawiązać z nim kontakt: "Wiesz, że lubię perkusistów?" On sucho, bez emocji odrzekł: "Ale ja nie jestem perkusistą.", bo przecież nim nie jest, chociaż gra na instrumencie - w gruncie rzeczy - perkusyjnym. Taka towarzyskość...
Normalnie, po dniu na uczelni, czy gdziekolwiek indziej, zamyka się w swojej norze i albo ma wszystkich gdzieś, albo ogarnia co się dzieje na jego portalach społecznościowych. Ostatnio to wyjrzy nawet od czasu do czasu ze swojej nory i odezwie się słowem do współlokatorów, albo cokolwiek... Fajnie byłoby mieć takie kolorowe życie, gdzie każdy ma dla każdego czas, ludzie tworzą zgrane paczki, które gdzieś wychodzą razem. Może nawet być z kimś, kto go w końcu zrozumie... i nie będzie udawać. Nie orgazmów. Nie będzie udawać, że go rozumie, chociaż go nie rozumie i odejdzie po kilku tygodniach.
Bezimienny jest ciężką osobą do życia i raczej, jak już ogarnie wszystkie sezony jednego serialu, wszystko znów wróci do beznadziejnej normalności. Znów będzie przesiadywać w toalecie, przyglądając się swoim tępym wzrokiem na bęben pralki, z którego co jakiś czas wydostaje się jakaś skarpetka po to, żeby przy kolejnym obrocie wlecieć do niego z powrotem. Przez czterdzieści minut. Kawa i nieprzespane noce. Nie dlatego, że ma jakieś deadline'y, tylko tak sobie...
Przez ten cały brak czasu nawet nie nawiązuje internetowych znajomości, bo po co sobie tworzyć dodatkowe rzeczy do pisania? Starczy starych znajomych! I tak wszyscy wiemy, że popisze tydzień, dwa, może trzy, aż w końcu się znudzi. Nawet jeśli w internecie można spotkać ciekawych ludzi, których nawet nie spotkasz na ulicy (cytat z Czesława Mozila). "Dość mam tych ciekawych ludzi." pomyślał, chociaż przecież dobrze wie, że wariatów można spotkać wszędzie.
Tak jak taką, w której zauroczył się bez pamięci, i którą spotkał pewnego późnojesiennego wieczoru w pubie, w którym spotykały się wszystkie nieszczęścia w mieście. Po skończonej pracy poszedł odwiedzić znajomą za barem, żeby pogadać i spotkał tę największą. Wszystko było tak idealne, że musiało się z czasem zamienić w nic. Materia i antymateria. Wszechświat nie musi zachowywać równowagi. Wszystkie wybuchy Słońca jakoś przemijają i za jakiś czas nie ma po nich śladu. Zresztą nawet gdyby jego serce byłoby gorące jak ta gwiazda, to i tak pozostałby na nim jakiś trwały ślad. "Są po prostu ludzie, których spotyka się raz w życiu i dzieje się często tak, że nikt nie jest ich w stanie zastąpić." Tak myśli...
Taka jest ta durna miłość, kiedy młodość szybko przemija i przestaje się być niepoważnym romantykiem, nosić długie włosy i pisać beznadziejne wiersze do szuflady. Dziś trzeba być wyrachowanym i cwanym. Trzeba myśleć, jak tu sobie poukładać, żeby mieć dobrze. Uczucia kończą się na pustych słowach i - ewentualnie - przysięgach przed księdzem, w którego większość ludzi i tak przestała wierzyć. Wszyscy jesteśmy cholernie obłudnymi hipokrytami, którzy wierzą bezgranicznie w jakieś swoje idee. "Wróć... Wszyscy się takimi stajemy" poprawił Bezimienny. "Tak jest wygodnie, bo i tak tego nie da się zmienić."
Nie, Bezimienny. Wszystko da się zmienić, jeśli tylko chcesz i masz oparcie w swoich bliskich. Jeśli ich tylko masz.
Niech ta piosenka kojarzy mi się z kimś innym!
2 komentarze:
czasem wystarczy jedna mała, pozornie nieistotna chwila, by zmienić w sobie coś, co nie pozwala wierzyć dalej. ta chwila przychodzi znienacka, trzeba tylko być uważnym.
tymczasem trochę pozytywu wysylam;)http://www.youtube.com/watch?v=fVMCqSUKkmY&feature=related
"Szczęście lub nieszczęście nie zależą od samych zdarzeń, które nas spotykają, ale od tego w jaki sposób my postrzegamy i stawiamy czoła tym wydarzeniom."
Prześlij komentarz