Sytuacja miała miejsce w tramwaju linii numer dwa albo dziewięć (nie pamiętam, bo się przesiadałem) wczesnym sobotnim wieczorem. Wszystkie miejsca siedzące zajęte.
Siedzę sobie z przodu w pierwszym wagonie (co z tego, że drugi jedzie szybciej), za mną parę miejsc dalej siedzi starsza pani z dziewczynką na kolanach (prawdopodobnie babcia z wnuczką). Dziewczynka ma buzię pomalowaną "na kotka". Jest kotkiem. Babcia wygląda jak przeciętna babcia. Co tu dużo pisać. Niewyróżniająca się z tłumu innych ludzi poczciwa, ale miła twarz w okularach. Dziewczynka poza ekhm. makijażem ma długie kręcone blond włoski i duże niebieskie oczy. Jest niezwykle rozgadana, więc trudno opisać tu cały dialog, jaki toczył się między nią i jej babcią, ale jeden moment zapadł mi z tej rozmowy szczególnie w pamięci, a to za sprawą pewnego starszego pana, który siedział na przeciwko nich.
- A co ty tam masz, kotku? - spytała babcia.
- Nic - odpowiedziała cicho dziewczynka.
- Pieska? - ciągnęła babcia.
- Pieska.
- A jak się wabi ten twój piesek?
- ...
- Jak się twój piesek nazywa, kotku?
- Nie wiem, ale jest taki kudłaaaaaty - mały piskliwy głosik rozległ się na cały wagon wyremontowanej stopiątki.
- Może Psiorek czy Azorek?
- Azorek - odrzekła dziewczynka.
- A dlaczego chowasz go tam do plecaczka? Pieskowi będzie smutno tam samemu.
- Będzie płakał? - spytała dziewczynka.
- Tak, będzie płakał - rzekła babcia - bo będzie miał tam ciemno i będzie tam siedział sam.
Tramwaj jechał akurat przez Most Pokoju. Iluminacje rozświetlały wieże katedry a światła latarń oświetlały ścieżki Ostrowa Tumskiego. Nad brzegiem leniwie sunął statek przewożący turystów. Jego kształty odbijały się w spokojnym nurcie Odry, która w tym roku na szczęście nie przyniosła wielkiej wody.
- Może wyciągniesz tego pieska? - zaproponowała babcia.
- A gdzie jedziemy? - pytaniem na pytanie dziewczynka zaskoczyła starszą panią.
Babcia poczęła ciszej opowiadać dziewczynce, jaka czeka ich droga. Tak cicho, że nie zdołałem już tego usłyszeć, i przeciągając przy tym niektóre sylaby, którymi kołysała strumień słów, jaki wydobywał się z jej wnętrza, lecz w pewnym momencie wtrącił się wspomniany już starszy pan:
- A to w szkole na siedemnastego września było jakieś przedstawienie? - zagaił głośno.
- Nie, nie na siedemnastego - odpowiedziała babcia.
- A to dzieci nie uczą historii teraz w szkole? - starszy pan wymawiał śliczne lwowskie "L" i zaciągał jak Zabużanin, lecz jego głos był dość poważny, taki tenorowy, zdradzający lekkie oburzenie.
- My jesteśmy jakby tacy... - przez chwilę babcia szukała może właściwego słowa - Apolityczni.
- A to nieładnie nie wiedzieć o tym, co wydarzyło się siedemnastego września trzydziestego dziewiątego roku. To powinna być lufa z historii! - z lekkim oburzeniem w głosie odparł starszy pan.
- Tak, powinna być lufa - z niechęcią zakończyła tę rozmowę babcia odwracając głowę do szyby.
Pomyślałem: "Co z tego, że tak w ogóle to jest sobota..."
Tramwaj sunął dalej przez ulicę Wyszyńskiego. Światła latarń rozjaśniały szyldy nad kioskami i małymi sklepikami oraz oblicza odrapanych i obmalowanych sprayami murów, kamienic i bloków, które powstały w miejscu dawnych kamienic dawno już minionego Breslau.
Historia ta kończy się, kiedy starsza pani z wnuczką wysiadają z tramwaju, a ja jadę dalej, przesiadłszy się w dziewiątkę na "Katedrze".
Jadąc tak jeszcze do Piastowskiej, posuwając się wciąż coraz bliżej serca wrocławskiego Śródmieścia, rozmyślałem, ile to trzeba mieć we łbie, żeby dzieci już od małego karmić tą polaczkowatą martyrologią. To dziecko może kończyło przedszkole, może było w zerówce, a może w pierwszej klasie podstawówki. Co takie dziecko, do jasnej cholery, ma wiedzieć o historii?!
Jasne, że można uczyć dzieci od małego miłości do ojczyzny, paciorków i wierszyków (w zależności od wyznania), ale na historię - i to jeszcze jakże smutną i ciężką historię naszego narodu - jeszcze przyjdzie czas. Bardzo dziwne, że ten starszy pan będzie oczekiwać, że ta mała, wcale wesoła dziewczynka odpowie: "Wtedy przyszli ruscy, sowieci i haniebnie wbili nóż w plecy naszej umiłowanej ojczyźnie, która walczyła już z hitlerowskimi bandytami!", nie wspominając już o piątej kolumnie i gdyby Dziadek Piłsudski żył, to byłoby zupełnie inaczej.
Moim zdaniem to oczywiste, że Polacy powinni pamiętać o tej niesamowicie przygnębiającej dacie. Każdy Polak powinien o tym pamiętać, jak o pierwszym września trzydziestego dziewiątego, jak o Dniu Niepodległości, rozbiorach, powstaniach, czy początku państwa polskiego. Nieraz już upadaliśmy i podnosiliśmy się, z niejednej klęski wychodziliśmy, więc dziś powinniśmy dumnie kroczyć wśród narodów, będąc świadomym swojej siły. Nie będę już przytaczać Piłsudskiego, żeby nie psuć tego patosu, jakim owinąłem tę część dzisiejszej notki, a cytat - jak się domyślacie - jest dobitny i trafia w sedno.
A pomijając już w ogóle fakt, że nacjonalizm - o czym mówiłem już wielokrotnie i w pełni świadomie - to nic złego, o ile nie przeradza się w szowinizm i rasizm, a tę pewną linię jest wielu ludziom bardzo łatwo przekroczyć.
Myślę - i nikt mnie nie przekona, że to jest niewłaściwe - że powinno się pamiętać o pewnych rzeczach, z którymi możemy, powinniśmy lub nawet musimy się utożsamiać, ale nie powinno się dzieciom odbierać wspaniałego dzieciństwa.
A do posłuchania na dziś polecam to i to. Odgapione, ale patriotyczne i dobre, by nie rzec wspaniałe.
Na koniec jeszcze małe spostrzeżenie. Otóż mało która moja notka, mój kawałek jakiejś tam historii, nie jest opatrzona tagiem "bzdury". Ta akurat nie jest, bo to dla mnie niezwykle ważne. I teraz dopiero przypomniało mi się, że to mógł być tramwaj linii numer dwa.
2 komentarze:
Tyle jest ciekawych i czasem niedorzecznych historii tramwajowych, że można by się kiedyś pokusić o napisanie książki:) Właśnie przeczytałam twoją notkę i jedna rzecz spodobała mi się baardzo w tym co piszesz- pięknie opisujesz moje ukochane miasto. Sama "tęsknie" do starego Breslau i często przechadzając się ulicami marzę, żeby cofnął się czas o tych kilkadziesiąt lat..
A co do odpowiedzi na Twoje pytania:
Zdjęć nie robię super sprzętem ani techniką:) Po prostu wychodzą "przez przypadek". Cieszę się ogromnie, że Ci się podobają! hmm w dalekich planach chciałabym coś robić w kierunku fotografii, może jak skończę studia tu, we Wrocławiu- pojadę do Łodzi do filmówki..trudno powiedzieć tak naprawdę. Zobaczymy jak to wyjdzie:)
Ja też, tam czuć ten prawdziwy klimat Breslau:)
Czytałam taką książkę o historiach pociągowych, ale autorką jest kobieta. (Tytuł : "Międzymiasto" Agnieszki Gałuszki"). Naprawdę ciekawe opowieści i cały czas się zastanawiam, ile z nich tak naprawdę się wydarzyło.. hmm to jeśli nie było jeszcze książki o tramwajach, to trzeba taką kiedyś stworzyć z odpowiednim klimatem;))
Nigdy nie byłam w Łodzi, szczerze mówiąc. Słyszałam, że jedyne co tam jest to ulica Piotrkowska:P
Prześlij komentarz