Śnił mi się koniec świata. Wszystko poprzestawiane. Przeszedłszy Most Grunwaldzki, docieram na ulicę, na której jako dzieciak grałem w różne gry z innymi. Jeszcze nigdy mój rodzinny dom nie był tak blisko Wrocławia. I te domy jakoś inaczej poustawiane, bo niektórych zaułków naprawdę nie pamiętam. Przechodzę przez jakieś barierki, ogrodzenia, bo nie mogę znaleźć drogi, którą poszedłbym prosto do domu. Prosto, jak zawsze. Tak normalnie. Wpadam na podwórko moich dziadków. Stajnia dla koni dalej stoi tam gdzie stała. Stamtąd dochodzi odgłos panicznego rżenia zwierząt i stukotu kopyt. Podchodzę bliżej i widzę jak drzwi chcą się wyrwać od uderzeń końskich kopyt. Kiedy wyłamują się drzwi, widać tylko tabun kurzu i sylwetki tychże koni. Niebo coraz bardziej ciemnieje, choć na razie przeważają na nim barwy krwistoczerwone. Za tabunem kurzu nagle dostrzegam coraz bardziej widoczną ogromną postać. Powoli zauważam, że patrzy się na mnie swoimi wyłupiastymi oczami i szczerzy kły. Ogromna, monstrualna postać diabła z rogami, ogonem i kupą mięśni. Śmieje się. Może cieszy go mój widok. Zanim jednak cokolwiek powiedział... obudziłem się.
Prawie z krzykiem. Choć ledwo otorzyłem oczy i wiedziałem, że to był jednak zły sen. Poczułem niepokój. Chwilę nie mogłem zasnąć. Spojrzałem na zegarek... za cztery druga. W nocy oczywiście. W końcu poszedłem spać wcześniej niż pierwsza w nocy. Ostatnio mam strasznie rozstrojony tryb funkcjonowania. Pieprzę to. Na razie dobrze jest. Będę się skarżyć jak będę stary. Teraz nie.
Cholernie przejął mnie ten sen. Może dla Was brzmi śmiesznie, ale dla mnie nie, kiedy mam deprechę i śnią mi się mosty. Śmierć jest zawsze koło nas / Jeden krok! Jak grała bodajże Apatia... [...] Zawsze może nas złapać!
Teraz wszyscy czekamy na falę. Albo prawie wszyscy. Podobno nie ma zagrożenia, jeśli wierzyć informacjom ze stron urzędowych i popularnych serwisów informacyjnych. Oby ta woda przeszła jak najprędzej i nie wyrządziła tu nic złego! Zresztą Wrocław się nie da! Wrocław od zawsze poddaje się ostatni jak śpiewał tym razem Kazik. Same takie piosenki teraz wynajduję, z czasów, z których pamięta się napis Można teraz bezpiecznie wyłączyć komputer, jak z teledysku do Mars napada.
Napadało ostatnio. Pogoda beznadziejna. I tak właśnie wyglądały wrocławskie Juwenalia.
Dawno nie pisałem, więc i o tym też napiszę!
Czwartek. Pochód. Może lepiej nic nie pisać? W każdym razie udał się. Bardzo dobrze się udał. Tym bardziej, że w przypływie weny wymyśliłem nowy hymn dla naszej grupy... A brzmiał on mianowicie tak: Geeeermaanistyyyka - siaaaa la laa la laaaa! Wiem, więcej nie trzeba. Wieczorem kolejny raz niesamowity Leningrad w Imparcie. Następny raz też idę! To po prostu trzeba zobaczyć! Jak ktoś chce mi towarzyszyć, to zapraszam.
Cały piątek przespałem. Wstałem pół godziny przed Teleexpressem, obejrzałem kilka filmów i wieczorem na miacho. Mieliśmy wyjść na wyspę, ale padało i tam ostatnio coś nie halo z tą wyspą jest. Skończyło się na Niskich Łąkach do czwartej nad ranem. Dawno nie byłem na tak dobrej imprezie, mimo że byłem tylko z koleżanką Majką i nie było tyle osób, co w studenckie czwartki w Lemoniadzie. Lubię chodzić do Niskich Łonek. Nawet bardzo. Nawet sam.
Pół soboty przespałem. obejrzałem parę filmów, przeopieprzałem się przy Facebook'u. Na szczęście była ta Noc Muzeów. Zobaczyłem więc Halę Stulecia z panią przewodniczką (a jak!), dwa pokazy Wrocławskiej Fontanny (tak, jestem miłośnikiem tego wrocławskiego wodotrysku, jak powiedział mi to mój dobry przyjaciel Radek) i kolejki przed Muzeum Narodowym i Muzeum Miejskim w Pałacu Królewskim. Jak noc, to noc, to powinno całą noc trwać, a nie do 24 i dziękuję, dobranoc! Niegodziwość... Jeszcze są zaskoczeni tak dużą liczbą chętnych do zwiedzania... Za darmo, to każdy jest chętny, cholerajasna!
W niedzielę na szczęście trochę się pouczyłem. Muszę się jeszcze wiele uczyć. Idzie sesja... co jest kolejnym powodem do radości po tym, że jest beznadziejna pogoda, zaraz znowu będzie padać, że jeszcze będzie trochę tych męczących masakrycznych tygodni na tej uczelni, idzie sesja (a, to już pisałem!), niedługo znowu po pierwszym i znowu rachunki do zapłacenia... Same powody do uśmiechu!
Ostatnio też, po długiej przerwie, zadzwoniłem do mamy. W końcu mam te 200 minut, cholerajasna, więc mogę czasem zadzwonić. Ostatnio zresztą prawie do nikogo nie dzwonię, bo po co. Utwierdzam się jeszcze w tej swojej beznadziejnej samotności i pie'dolę wszystko i wszystkich. Ale do mamy zadzwoniłem, bo... wyczytałem gdzieś, że (podobno) głos matki działa kojąco na skołatane nerwy, itp. Ja ostatnio mam trochę stresów, zmartwień i wiele rzeczy mnie przygnębia i muszę Wam napisać, że rozmowa z mamą pomaga. Nawet jeśli jeszcze dwa lata temu przeważnie się z nią tylko kłóciłem. Ale tylko chwilowo zrobiło mi się lepiej. Jak pojadę do domu, to muszę tego Skype'a znowu tam ustawić, bo znowu coś się popieprzyło i łączność z domem jest ograniczona do telefonu, czego nie lubię. Cholernie nie lubię rozmawiać przez telefon i pisać sms-ów. Kto mnie dobrze zna, ten dobrze o tym wie. W ten sposób komunikuję się dopiero wtedy, kiedy NAPRAWDĘ potrzebuję, czyli przeważnie wtedy, kiedy nie mam innej możliwości. Może to popieprzone, bo jestem młodym dzieckiem XXI wieku. Może to jest popieprzone dlatego, że jeszcze pamiętam napis Można teraz bezpiecznie wyłączyć komputer. I chciałbym, żeby wróciły biedne, ale wspaniałe lata dziewięćdziesiąte. Może wtedy nauczyłbym się oszczędzać pieniądze, odkładając cały rok na bilet na koncert Depeche Mode?
Patrzę na dzisiejszych nastolatków i czuję się naprawdę starszy niż rzeczywiście jestem. Pomijając to, że wszyscy mnie postarzają i nie wierzą w to, że (jeszcze) mam tyle lat ile mam. Tajemnica. Nie jestem od nich wiele starszy, a jest taka przepaść... Masakra. Co z nich będą za ludzie?
Popisałem masę pierdół, ale po prostu chciałem coś napisać. Żałuję, że nie byłem na koncercie Arkony, bo Maciek pisał, że dobrze było. Naprawdę mi szkoda. Tylko dlaczego najciekawsze wydarzenia i imprezy muszą być w środę, kiedy ja, k'wa, po prostu nie mogę?
Kończę dziś, bo to nie ma sensu.
1 komentarz:
Wręcz przeciwnie. Ma i to całkiem spory.
Prześlij komentarz