wtorek, sierpnia 10, 2010

meine imaginierte Zeitreise.

Wczoraj przeniosłem się w czasie.
Byłem załatwić parę spraw "na mieście", których w końcu i tak nie załatwiłem i kiedy zorientowałem się, że do autobusu zostało mi jeszcze trochę czasu, poszedłem w kierunku piotrkowskiej Starówki. Zauważyłem nagle wielkie kartki w oknach jedynego sklepu muzycznego w mieście. Sam sklep wygląda dość biednie z zewnątrz. Za każdym razem, kiedy tam przychodzę, widzę jak ten budynek biednieje z czasem. Podchodzę bliżej, a tam wielkie napisy "Gitary po 100 zł". Wszystko jasne. Nie kupiłbym takiej gitary. Chyba ciężko jest wyżyć, prowadząc sklep muzyczny "w tym smutnym jak pizda mieście"...
W każdym razie sklep znajduje się przy ulicy Toruńskiej w moim Mieście Trybunałów. Przypomniało mi się też jak jako mały dzieciak przychodziłem z dziadkami albo z rodzicami na lody na Toruńską, bo tam były takie dobre z maszyny... Chciałem sprawdzić, czy ta lodziarnia jeszcze tam stoi i... to chyba ta sama. Dziesięć minut do autobusu. "A, kupię sobie loda!" Wprawdzie w autobusie nie można jeść lodów. "A, to pojadę następnym!" Kupiłem sobie dużego loda z polewą czekoladową i jadłem go spacerując po Starym Mieście w Piotrkowie... Ile razy jako dzieciak zazdrościłem tym chłopakom, którzy chodzili po ulicach Starówki bez rodziców, bo to było ich podwórko. Ile razy chciałem tak jak oni ganiać się po Rynku Trybunalskim. Teraz, kilkanaście lat później pojawiam się tu sam. Smak lodów przypomina o dzieciństwie, lecz nie jest przecież dokładnie ten sam. Spaceruję sobie po ulicach, którymi spacerowałem z mamą albo z babcią, czy też z ciotkami, które czasami się mną opiekowały. Tylko że teraz zupełnie sam i... Z jednej strony chciałoby się znowu tak beztrosko żyć, a z drugiej to cieszę się z tego, że idę tam gdzie chcę. Sam.
Wszystko się zmienia.
Kiedyś nawet bałem się chodzić po Starówce ze względu na dość nieciekawe towarzystwo, które zamieszkuje tereny wokół Rynku. Dzisiaj zmienia się to na lepsze. Jest to widoczne. Dzisiaj już aż miło jest wybrać się na spacer po uliczkach na zachód od Rynku, między Rynkiem i kościołem jezuitów, a Placem Kościuszki i kościołem bernardynów (po piotrkowsku rzekłoby się bernardyn - taki regionalizm).
Rycerska, Rwańska, Sieradzka, Szewska, Łazienna-Mokra, Konarskiego, Pijarska... Mury obronne i Plac Niepodległości. Spacerując po Rynku Trybunalskim, na którym stoją odbudowane fundamenty ratusza, pomyślałem sobie, że Piotrków też wart jest zachodu. Robi się tu ładnie i jest co zwiedzić. Także nie tylko dlatego, że to dobre miejsce do kręcenia filmów o czasach międzywojennych (bo nie trzeba charakteryzować). To też zaleta. To jest właśnie urok tego miasta. Co z tego, że rzeki w Piotrkowie wyglądają jak rowy melioracyjne? Nie chodzi przecież tylko o rzekę, której tak bardzo mi brakuje, jak długo nie widzę Odry. Miasto jak z Polski B, tylko trochę bardziej na zachodzie, ale jednak w centrum.
Zapraszam do Piotrkowa!

Brak komentarzy: