Nie dzieje się nic. Nic zupełnie.
Czekam cierpliwie. Naiwnie czekam.
Nie mam o czym pisać.
Gdybym miał choć trochę siły, to pospacerowałbym tam znowu i znowu, i znów...
Pojechałbym sobie gdzieś daleko... Nie mam dość jeżdżenia, mimo tego, że w Mieście Trybunałów byłem teraz niewiele ponad dobę i wracałem do Wrocławia około pięciu godzin, a nie czterech, jak to wcześniej bywało... Nie narzekam już na PKP, chociaż kiedy sobie dzisiaj włączyłem filmik z próby pobicia rekordu prędkości przez TGV, to trochę się rozmarzyłem. Do Stolicy Śląska w godzinę... Ech...
Sesja... Gdyby studia były bez sesji, to studiowałbym do końca życia chyba... Akurat sesja musi być zawsze w takich momentach, kiedy lepiej mogłoby jej nie być! (no, skoro już musi być...)
Chciałbym dostać w końcu maila od kogoś innego niż empik, serwis slowka.pl, festiwalu Era Nowe Horyzonty (na który się w tym roku najprawdopodobniej nie zdecyduję), jamendo, czy innego dziadostwa. Czekam cierpliwie. Naiwnie czekam na kilka słów, może nawet parę zdań.
Wszystko mnie ostatnio nudzi. Nudzi mnie kampania wyborcza, w której szału nie widzę. Nudzą mnie mistrzostwa, mimo że Niemcy wczoraj rozwalili Anglię. Nudzi mnie muzyka. Obejrzałbym jakiś ciekawy film. Ostatnio same nieciekawe oglądam. Nudzi mnie łażenie bez sensu i celu. Przeraża mnie powrót do Petrikau na wakacje. Już sobie to wyobrażam... Każdy dzień taki sam, z daleka od tego, co kocham. Tak, to bolesna prawda. Kocham coś zupełnie innego niż te puste ulice ze starymi rozsypującymi się kamienicami, przeogromne magazyny, hiper- i supermarkety i stanowczy brak rzeki. Coś zupełnie innego niż ostatni wieczorny autobus o dwudziestej trzydzieści do domu i brak nocnych. Coś zupełnie innego niż parę pubów, gdzie coraz ciężej spotkać kogoś znajomego. A, żeby mi się tak jeszcze chciało wychodzić!
Ostatnio przyjeżdżam do domu tylko po to, żeby odpocząć. Pewnie niektórzy z Was już przekonali się, że jak jadę na weekend do domu, to nie odbieram trelefonów itd... OK, może zajrzę na Facebook'a parę razy dziennie, ale to tylko po to, żeby ogarnąć co się dzieje tak mniej więcej. Później rozkładam się na sofie i oglądam bezczynnie telewizję. Deprymujące. Ale tak niestety ostatnio to wygląda. Czuję się wypalony i jedyne cele, dla których jestem w stanie coś zrobić, są tak daleko... Wydają się często nawet w ogóle nieosiągalne. Szczególnie wtedy, gdy tak naiwnie czekam. To jest bezsensowne, ale gdybym miał skrzydła, to sam bym tam poleciał, a nie jechał cztery godziny do Miasta Stu Mostów, później pięćdziesiąt-sześćdziesiąt minut na lotnisko, później dwie godziny samolotem, ponad dwie godziny autobusem, aż w końcu... Nie wiem nawet, gdzie jej szukać.
Nie, nie myślę o tym. Chociaż...
Co będzie wtedy, kiedy zapomnę, a ona napisze?
Jeden z najwspanialszych teledysków, jakie w ogóle widziałem...
"Machines have less problems. I'd like to be a machine, wouldn't you?" - Andy Warhol
poniedziałek, czerwca 28, 2010
Blauäugigkeit.
Etykiety:
bałagan,
bzdury,
cele,
film,
liebe,
lot,
muzyka,
niepokój,
odcinamsię,
Piotrków Trybunalski,
rozważania,
sen,
urojenia,
Wrocław,
wypoczynek
czwartek, czerwca 24, 2010
ohne Titel.
poniedziałek, czerwca 21, 2010
mein Durcheinander.
"Guten [Abend], [Breslau], du kannst so hässlich sein! Ale i tak kocham to miasto!" - pomyślał sobie jak tylko wysiadł dziś wieczorem z pociągu na dworcu w Mieście Stu Mostów i Milionów Komarów, parafrazując jedną z piosenek Petera Foxa.
Ma burdel w papierach i kompletną niechęć do pracy z tego wynikającą. Ma w głowie chory bałagan.
Ty dziwny, chory, naiwny! Głupi i szczęśliwy. Upadniesz, zobaczysz! Zawsze upadasz. Potem wznosisz się ponad cały ten brud, którego jesteś częścią. Wmawiaj sobie dalej ten cały optymizm. To wszystko, że dasz radę, że nikt nie jest taki jak ty. Oryginał, wywrotowiec, odszczepieniec. Idealista, któremu w poszukiwaniu najlepszego gatunku perfekcji nic nie idzie tak, jak sobie to wyobraża. Znowu upadniesz, bo tego nie ma! Kiedy wreszcie to zrozumiesz?! Nie ma! To wspaniałe, że podejmujesz walkę. Godne pochwały, że chcesz coś zmieniać, nie chcesz przeminąć we wszechogarniającej przeciętności. Chociaż jesteś przecież taki jak wszyscy, tylko lubisz coś innego, co też inni lubią. Lubisz czarno-białe zdjęcia. Niektórzy też lubią. Czarno-białe filmy też mają swoich sympatyków. Słuchasz muzyki mniej lub bardziej popularnej. Wszyscy tak mogą! Nie zrobisz nic, co byłoby ponad i tylko beznadziejnie się łudzisz. By pracować, za leniwy. Gdybyś tylko mógł robić to, co naprawdę chcesz, robiłbyś niewiele. Niestety prawda wygląda tak, że nie odstajesz od przedstawicieli swojego pokolenia, chociaż często mówisz, że urodziłeś się kilka dekad za późno. Ale przecież chyba tacy są wszyscy ludzie? Każdy ma w sobie trochę z lenistwa, chamstwa i bezguścia... Każdy ma marzenia, jakieś swoje ideały, coś takiego w co wierzy... Może jak trochę popiszesz do siebie i przeczytasz to parę razy, to weźmiesz się w końcu w garść i się ogarniesz?
A w co ty wierzysz? We własną wyimaginowaną wizję abstrakcyjnego bytu, który w niektórych wierzeniach ma nad tym wszystkim władzę i z którego powstało wszystko to, co cię otacza, a nawet ty. W czym to wszystko istnieje, żyje i egzystuje. Czego nawet całością swojego umysłu nie potrafisz ogarnąć. Przeciwwagi tego czegoś też nie wyobrażasz sobie tak do końca. Bo czymże jest nic? Takie totalne nic. Wszystkie twoje myśli skupiają się na tym, jak może nic wyglądać, jak można nic dotknąć, albo jak brzmi nic naprawdę. Czy jesteś częścią jednego wielkiego zbiegu okoliczności? Czy raczej częścią wielkiego planu, który z bliska wydaje się ciągiem najróżniejszych przypadków, a z daleka harmonicznie skonstruowanym wytworem przypominającym przeogromną mozaikę lub rozbudowane ogromnym nakładem sił dzieło muzyki aniołów i tych, którzy już przeszli na drugą stronę, w inny wymiar? A może w inną cześć kosmosu? Ale przecież każdy mieszkający w kosmosie jest kosmitą! [bardzo spodobało mi się to stwierdzenie]. Rozważania na metafizyczno-egzystencjalne tematy mogą się równie dobrze zacząć od problemu przedstawionego w tym democie [tak, jeszcze to przeżywam], ale zostawmy już reinkarnację i kojota w spokoju...
Nawet jeśli to, do czego dążysz jest piękne jak ta piosenka, to... naprawdę warto. Bez względu na to, jak wiele poświęcisz.
Lecz zrób coś poza czekaniem na swoją porcję cudów.
Ma burdel w papierach i kompletną niechęć do pracy z tego wynikającą. Ma w głowie chory bałagan.
Ty dziwny, chory, naiwny! Głupi i szczęśliwy. Upadniesz, zobaczysz! Zawsze upadasz. Potem wznosisz się ponad cały ten brud, którego jesteś częścią. Wmawiaj sobie dalej ten cały optymizm. To wszystko, że dasz radę, że nikt nie jest taki jak ty. Oryginał, wywrotowiec, odszczepieniec. Idealista, któremu w poszukiwaniu najlepszego gatunku perfekcji nic nie idzie tak, jak sobie to wyobraża. Znowu upadniesz, bo tego nie ma! Kiedy wreszcie to zrozumiesz?! Nie ma! To wspaniałe, że podejmujesz walkę. Godne pochwały, że chcesz coś zmieniać, nie chcesz przeminąć we wszechogarniającej przeciętności. Chociaż jesteś przecież taki jak wszyscy, tylko lubisz coś innego, co też inni lubią. Lubisz czarno-białe zdjęcia. Niektórzy też lubią. Czarno-białe filmy też mają swoich sympatyków. Słuchasz muzyki mniej lub bardziej popularnej. Wszyscy tak mogą! Nie zrobisz nic, co byłoby ponad i tylko beznadziejnie się łudzisz. By pracować, za leniwy. Gdybyś tylko mógł robić to, co naprawdę chcesz, robiłbyś niewiele. Niestety prawda wygląda tak, że nie odstajesz od przedstawicieli swojego pokolenia, chociaż często mówisz, że urodziłeś się kilka dekad za późno. Ale przecież chyba tacy są wszyscy ludzie? Każdy ma w sobie trochę z lenistwa, chamstwa i bezguścia... Każdy ma marzenia, jakieś swoje ideały, coś takiego w co wierzy... Może jak trochę popiszesz do siebie i przeczytasz to parę razy, to weźmiesz się w końcu w garść i się ogarniesz?
A w co ty wierzysz? We własną wyimaginowaną wizję abstrakcyjnego bytu, który w niektórych wierzeniach ma nad tym wszystkim władzę i z którego powstało wszystko to, co cię otacza, a nawet ty. W czym to wszystko istnieje, żyje i egzystuje. Czego nawet całością swojego umysłu nie potrafisz ogarnąć. Przeciwwagi tego czegoś też nie wyobrażasz sobie tak do końca. Bo czymże jest nic? Takie totalne nic. Wszystkie twoje myśli skupiają się na tym, jak może nic wyglądać, jak można nic dotknąć, albo jak brzmi nic naprawdę. Czy jesteś częścią jednego wielkiego zbiegu okoliczności? Czy raczej częścią wielkiego planu, który z bliska wydaje się ciągiem najróżniejszych przypadków, a z daleka harmonicznie skonstruowanym wytworem przypominającym przeogromną mozaikę lub rozbudowane ogromnym nakładem sił dzieło muzyki aniołów i tych, którzy już przeszli na drugą stronę, w inny wymiar? A może w inną cześć kosmosu? Ale przecież każdy mieszkający w kosmosie jest kosmitą! [bardzo spodobało mi się to stwierdzenie]. Rozważania na metafizyczno-egzystencjalne tematy mogą się równie dobrze zacząć od problemu przedstawionego w tym democie [tak, jeszcze to przeżywam], ale zostawmy już reinkarnację i kojota w spokoju...
Nawet jeśli to, do czego dążysz jest piękne jak ta piosenka, to... naprawdę warto. Bez względu na to, jak wiele poświęcisz.
Lecz zrób coś poza czekaniem na swoją porcję cudów.
wtorek, czerwca 15, 2010
mein Wahnsinn.
Ile jeszcze mogę czekać?
Sprawdzam, sprawdzam, sprawdzam, sprawdzam...
i nic.
Ile jeszcze mogę czekać?
Wszystkie najdrobniejsze cząsteczki mnie pełne są szaleństwa i niecierpliwości.
Nie ma różnicy kto jest kto.
Szaleństwo!
Szaleństwo jest dziewczyną.
Szukam jej cząsteczek wszędzie i chłonę każde słowo, które jest przez nią lub o niej napisane.
W jedną noc. Szaleństwo. Kompletne, beznadziejne szaleństwo, dla którego jestem gotów do najgłupszych posunięć. Tak bardzo potrzebuję wciągnąć jej literki. Do tej pory słyszę w myślach tylko: Ich bin verrückt! Du bist verrückt! Głos szaleństwa nigdy nie wydawał mi się piękniejszy niż teraz! I moje szaleństwo ma także niebieskie oczy. Takie jak te, które sam widzę w lustrze (kiedy nikt za mną nie stoi).
Ile jeszcze mogę czekać?
Sprawdzam, sprawdzam, sprawdzam, sprawdzam...
i nic.
Ile jeszcze mogę czekać?
Wszystkie najdrobniejsze cząsteczki mnie pełne są szaleństwa i niecierpliwości.
Nie ma różnicy kto jest kto.
Szaleństwo!
Szaleństwo jest dziewczyną.
Szukam jej cząsteczek wszędzie i chłonę każde słowo, które jest przez nią lub o niej napisane.
W jedną noc. Szaleństwo. Kompletne, beznadziejne szaleństwo, dla którego jestem gotów do najgłupszych posunięć. Tak bardzo potrzebuję wciągnąć jej literki. Do tej pory słyszę w myślach tylko: Ich bin verrückt! Du bist verrückt! Głos szaleństwa nigdy nie wydawał mi się piękniejszy niż teraz! I moje szaleństwo ma także niebieskie oczy. Takie jak te, które sam widzę w lustrze (kiedy nikt za mną nie stoi).
Ile jeszcze mogę czekać?
Wie lange soll ich noch warten?
Ich checke, checke, checke, checke...
und nichts.
Wie lange soll ich noch warten?
Alle kleinsten Teilchen meines Ichs sind völlig verrückt und von Ungeduld erfüllt.
Es gibt keinen Unterschied, wer ist wer.
Wahnsinn!
Wahnsinn ist ein Mädchen.
Ich suche nach ihren Teilchen überall und nehme jedes von ihr oder über sie geschriebene Wort auf.
In einer Nacht. Wahnsinn. Ich bin für den kompletten, hoffnungslosen Wahnsinn bereit, dümmste Dinge zu machen. So sehr brauche ich ihre Buchstäbchen zu schnupfen. Bis zu diesem Zeitpunkt höre ich meine Gedanken nur wiedergeben: Ich bin verrückt! Du bist verrückt! Die Stimme des Wahnsinns schien mir früher nie so schön, wie sie jetzt klingen! Mein Wahnsinn hat auch blaue Augen. Dieselben Augen, die ich selbst im Spiegel sehe (wenn niemand hinter mir steht).
Wie lange soll ich noch warten?
Niemiecką wersję językową mogłem oczywiście popieprzyć ;)
poniedziałek, czerwca 14, 2010
Lost in the supermarket.
Ostatnio czuję się w moim życiu tak, jakbym z wypchanym potfelem był w supermarkecie.
Tak.
Niby wszystko mogę mieć, ale sam nie wiem na co mam ochotę...
Zagubiony między regałami, nie wiem co mam kupić i nawet do końca nie wiem, czy jestem głodny czy nie.
Czy zjadłbym coś słodkiego, czy może jakieś mięso?
Marnuję czas.
Nienawidzę zakupów.
Nie nadaję się do tego.
Stać mnie na coś więcej.
Coś więcej jest tak odległe, ale chcę do tego dążyć.
Dlaczego tak musi być, że kiedy coś mi się naprawdę podoba, to jest to naprawdę rzadko i trwa tylko chwilę?
Ostatnio jest zdecydowanie za gorąco.
Tak.
Niby wszystko mogę mieć, ale sam nie wiem na co mam ochotę...
Zagubiony między regałami, nie wiem co mam kupić i nawet do końca nie wiem, czy jestem głodny czy nie.
Czy zjadłbym coś słodkiego, czy może jakieś mięso?
Marnuję czas.
Nienawidzę zakupów.
Nie nadaję się do tego.
Stać mnie na coś więcej.
Coś więcej jest tak odległe, ale chcę do tego dążyć.
Dlaczego tak musi być, że kiedy coś mi się naprawdę podoba, to jest to naprawdę rzadko i trwa tylko chwilę?
Ostatnio jest zdecydowanie za gorąco.
poniedziałek, czerwca 07, 2010
Acedia.
Nie mogę się za nic wziąć... Pięć godzin temu powróciłem do mojej Niezatapialnej Twierdzy. Ostatnio jakoś tak nie chce mi się odjeżdżać. Chętniej wracam do domu i dość niechętnie go opuszczam. Tam odpoczywam. Jedyny mój kontakt ze światem to informacje w telewizji (od czasu do czasu) i facebook/gad (trochę częściej).
Nie mam tylko z kim oglądać starych filmów, ani słuchać mojej ulubionej dziadoskiej muzyki, więc muszę robić to sam.
Wiem, ostatnio żyję w trochę innym świecie. Takim własnym. Dobrze mi w nim. Robię to, co lubię. Robię to, co chcę. To, czego nie chcę, też muszę zrobić. Ale nie mogę. Siła mojego lenistwa jest silniejsza. Dlatego też kolejny raz piszę coś tutaj i męczę Cię kolejnymi literkami, lecz to Ty chcesz je czytać, albo nie. Jeśli nie chcesz, zajrzyj ponownie kiedyś tam... Może będzie coś ciekawszego, coś bardziej twórczego. Robię to, co lubię. Robię to, co chcę. Może zacznę pisać wiersze? W końcu czasem mi jakieś takie poetyckie sformułowania przychodzą do głowy... Gdybym tylko wszystkie je zapisywał...
Ciekaw jestem, czy mnie czytasz... Może czasem nudzi Ci się do tego stopnia, że oglądasz te moje ciągi poskładanych literek w mniej lub bardziej logiczną całość. Odpoczywając od Demotywatorów, albo gdzieś między demotami a facebook'iem, albo tuż po nich, albo kiedy wszystko już przejrzysz i dręczy Cię taki brak zajęcia, że przypominasz sobie o mojej pustelni.
Przyjemnie porozmawiać o niezwykłości, która mnie nie dotyczy. Wprawdzie 'zwykłością' chce mi się nieraz rzygać, ale też w końcu jestem taki jak wszyscy. Cholerny egoista, który idealizuje, generalizuje, który zna swoje uprzedzenia, ma swoje lęki, pragnienia.
Chcę, nie chcę. Nie wiem. Powinienem? Potrzebuję? Chciałbym, może nie? Dlatego nie określiłem swojego statusu związku na facebook'u. Bo co ze mnie za singiel? Single chyba nie potrzebują być w związku? Single kojarzą mi się z ludźmi, którzy mają defekt w stylu mikrouszkodzenia mózgu niedopuszczające uczuć wyższych. A, przepraszam... jeśli ktoś używa facebook'a po polsku, to tam jest po prostu wolny, a nie Single.
Po jakimś czasieod czegośtam potrafię być sam, ale jednak czegoś szukam. Czuję, że potrzebuję czegoś, że czegoś mi brak, że za czymś tęsknię. Dłuższe związki, które kiedyś się skończyły, wpłynęły może na to, jak postrzegam pewne sprawy. O krótszych nie ma co pisać. Przeważnie jest tak, że ktoś musi oszukiwać. Albo kogoś, albo siebie samego. Tak mi się wydaje. Nie ma ideałów. Nic nie jest takie piękne, jak się czasem wydaje.
(W ogóle świat jest zły. Zabijcie mnie! - ale nie bierz tego tak serio)
Ciekaw jestem, czy mnie czytasz. Ciekaw jestem, czy myślisz o mnie, kiedy spaceruję po tych wszystkich miejscach, które kojarzą mi się z Tobą. Kiedy uciekam stąd, żeby się od Ciebie uwolnić, co wychodzi mi coraz lepiej, a niedługo pewnie opanuję to do perfekcji. Uciekam przed Tobą, bo byłaś tylko gościem mojej samotności. Chociaż nie. Byłaś całkiem obecna jakiś czas przecież. Chciałem tylko przytoczyć kawałek tekstu z bardzo fajnej piosenki, którą mało kto dzisiaj pamięta. Może... W każdym razie uwielbiam ją. Tak jak tę piosenkę.
Słucham wszystkich piosenek, które kiedyś wziąłem od Ciebie. Nie jest mi już tak bardzo żal. Muzyka dobrze działa, tym bardziej, kiedy jest dobra, a Ty byle czego nie słuchałaś. A teraz nie mam z kim słuchać. Prawie nigdy nie miałem.
Moje życie i muzyka to moje własne ścieżki. Znajduję coś zawsze tam, gdzie mało kto chce w ogóle szukać. Wymagam, ale chyba nie jestem aż tak bardzo wybredny. Bardzo szybko wchodzę w stan zauroczenia i często zdarza mi się słuchać jednej piosenki w zapętleniu przez dłuższy czas (na last.fm przynależę do grupy 'Syndrom Zapętlenia Jednego Utworu [SZJU]'). Nie mówiąc o artystach, których muzyki słucham całymi tygodniami na okrągło, do zarzygania.
Lubię w snach przelatywać nad miastem nocą i patrzeć na jego światła z wysokości. Czasem zlatuję niżej, żeby zobaczyć szyldy nad sklepami. Tak jak ten ze sklepu z kwiatami, a pod nim kwiaty i PIWO, WÓDKA, WINO, czy jakoś tak, gdzieś na Piłsudskiego w Stolicy Dolnego Śląska. Następnie przelatuję nad fontanną przed Dworcem Świebodzkim, żeby skąpać się w jej strumieniach. A na placu Jana Pawła II Walkę i Zwycięstwo już od dłuższego czasu obsiadły motylki, które służą jako logo Wrocławia w jego kandydaturze do miana Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Walka jako taka jest, ale nie chce mi się wierzyć w zwycięstwo naszego wspaniałego piastowskiego miasta. Niestety. Szkoda pisać.
Nie chcę dotykać polityki, ale'bojówki' sympatycy pewnego - dla niektórych jedynego słusznego - kandydata na prezydenta Rzeczypospolitej rozlepiają nawet wlepki w pociągach. Polska jest najważniejsza, ale co z uszanowaniem mienia mniej lub bardziej państwowego? Wlepka to w sumie nic takiego, można odkleić, umyć, ale drażni. Przynajmniej mnie. Co byłoby, gdyby wszyscy kadnydaci byli tak porozlepiani w korytarzach i przedziałach pociągów, na dworcach, w autobusach i tramwajach? Jak wlepki kiboli w przejściu na gdańskim Dworcu Głównym. Wszystko się stacza. Takie czasy. Wszędzie widzę twarze prezesa. Niedługo z murów, słupów i billboardów będą na mnie patrzeć inne twarze.
Wpisując hasło Polska jest najważniejsza w Google, zaraz po Polska jest wyświetla się polska jest zajebista.
Pierwsze hasło: MegaPorn.pl - Darmowe sex filmy on-line ! | Zajebista Polska ...
Spróbujcie sami!
Masakra.
Google kolejny raz demotywuje? Czy coś...
Dalej na szczęście znalazłem ciekawy wywiad z L.U.C. Wprawdzie z Wyborczej, ale ciekawy jak sam L.U.C.
Może w końcu zabiorę się do roboty... Miałaś rację - dzisiejsza noc nie jest taka długa...
Nie mam tylko z kim oglądać starych filmów, ani słuchać mojej ulubionej dziadoskiej muzyki, więc muszę robić to sam.
Wiem, ostatnio żyję w trochę innym świecie. Takim własnym. Dobrze mi w nim. Robię to, co lubię. Robię to, co chcę. To, czego nie chcę, też muszę zrobić. Ale nie mogę. Siła mojego lenistwa jest silniejsza. Dlatego też kolejny raz piszę coś tutaj i męczę Cię kolejnymi literkami, lecz to Ty chcesz je czytać, albo nie. Jeśli nie chcesz, zajrzyj ponownie kiedyś tam... Może będzie coś ciekawszego, coś bardziej twórczego. Robię to, co lubię. Robię to, co chcę. Może zacznę pisać wiersze? W końcu czasem mi jakieś takie poetyckie sformułowania przychodzą do głowy... Gdybym tylko wszystkie je zapisywał...
Ciekaw jestem, czy mnie czytasz... Może czasem nudzi Ci się do tego stopnia, że oglądasz te moje ciągi poskładanych literek w mniej lub bardziej logiczną całość. Odpoczywając od Demotywatorów, albo gdzieś między demotami a facebook'iem, albo tuż po nich, albo kiedy wszystko już przejrzysz i dręczy Cię taki brak zajęcia, że przypominasz sobie o mojej pustelni.
Przyjemnie porozmawiać o niezwykłości, która mnie nie dotyczy. Wprawdzie 'zwykłością' chce mi się nieraz rzygać, ale też w końcu jestem taki jak wszyscy. Cholerny egoista, który idealizuje, generalizuje, który zna swoje uprzedzenia, ma swoje lęki, pragnienia.
Po jakimś czasie
(W ogóle świat jest zły. Zabijcie mnie! - ale nie bierz tego tak serio)
Ciekaw jestem, czy mnie czytasz. Ciekaw jestem, czy myślisz o mnie, kiedy spaceruję po tych wszystkich miejscach, które kojarzą mi się z Tobą. Kiedy uciekam stąd, żeby się od Ciebie uwolnić, co wychodzi mi coraz lepiej, a niedługo pewnie opanuję to do perfekcji. Uciekam przed Tobą, bo byłaś tylko gościem mojej samotności. Chociaż nie. Byłaś całkiem obecna jakiś czas przecież. Chciałem tylko przytoczyć kawałek tekstu z bardzo fajnej piosenki, którą mało kto dzisiaj pamięta. Może... W każdym razie uwielbiam ją. Tak jak tę piosenkę.
Słucham wszystkich piosenek, które kiedyś wziąłem od Ciebie. Nie jest mi już tak bardzo żal. Muzyka dobrze działa, tym bardziej, kiedy jest dobra, a Ty byle czego nie słuchałaś. A teraz nie mam z kim słuchać. Prawie nigdy nie miałem.
Moje życie i muzyka to moje własne ścieżki. Znajduję coś zawsze tam, gdzie mało kto chce w ogóle szukać. Wymagam, ale chyba nie jestem aż tak bardzo wybredny. Bardzo szybko wchodzę w stan zauroczenia i często zdarza mi się słuchać jednej piosenki w zapętleniu przez dłuższy czas (na last.fm przynależę do grupy 'Syndrom Zapętlenia Jednego Utworu [SZJU]'). Nie mówiąc o artystach, których muzyki słucham całymi tygodniami na okrągło, do zarzygania.
Lubię w snach przelatywać nad miastem nocą i patrzeć na jego światła z wysokości. Czasem zlatuję niżej, żeby zobaczyć szyldy nad sklepami. Tak jak ten ze sklepu z kwiatami, a pod nim kwiaty i PIWO, WÓDKA, WINO, czy jakoś tak, gdzieś na Piłsudskiego w Stolicy Dolnego Śląska. Następnie przelatuję nad fontanną przed Dworcem Świebodzkim, żeby skąpać się w jej strumieniach. A na placu Jana Pawła II Walkę i Zwycięstwo już od dłuższego czasu obsiadły motylki, które służą jako logo Wrocławia w jego kandydaturze do miana Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Walka jako taka jest, ale nie chce mi się wierzyć w zwycięstwo naszego wspaniałego piastowskiego miasta. Niestety. Szkoda pisać.
Nie chcę dotykać polityki, ale
Jak u Dezertera...Uśmiechnięte twarze kłamią
Wpisując hasło Polska jest najważniejsza w Google, zaraz po Polska jest wyświetla się polska jest zajebista.
Pierwsze hasło: MegaPorn.pl - Darmowe sex filmy on-line ! | Zajebista Polska ...
Spróbujcie sami!
Masakra.
Google kolejny raz demotywuje? Czy coś...
Dalej na szczęście znalazłem ciekawy wywiad z L.U.C. Wprawdzie z Wyborczej, ale ciekawy jak sam L.U.C.
Może w końcu zabiorę się do roboty... Miałaś rację - dzisiejsza noc nie jest taka długa...
sobota, czerwca 05, 2010
Nichts.
Sto sześćdziesiąt dwa kilometry na godzinę - minuta drogi od Ciebie do mnie albo ode mnie do Ciebie.
Już nie myślę o Tobie tak, bo przekonałem się, że nie wszyscy czują w taki sam sposób.
Niektórzy w ogóle mają z tym problemy...
Wolę nie nazywać tego kochaniem.
Jak można tak prawie pół roku?
Nikt mnie jeszcze tak nie bolał.
Minuta drogi, kiedy dzieli nas tylko kilka ulic.
Czasem - na szczęście - są to setki kilometrów.
Dosłownie.
Kolejny raz obejrzałem Dekalog 6 od Kieślowskiego. Pada tam takie zdanie wypowiedziane do Tomka, głównego bohatera:
Ech... Młoda Grażyna Szapołowska...
Tak, mam słabość do blondynek, ale tak naprawdę podobają mi się ciemnowłose dziewczyny.
Zresztą... Co za różnica. Rude też nieraz są fajne.
Szkoda, że większość jest w moich oczach nic nie warta.
Wiesz, bo ja sam nie wiem czego chcę.
Nic.
Już nie myślę o Tobie tak, bo przekonałem się, że nie wszyscy czują w taki sam sposób.
Niektórzy w ogóle mają z tym problemy...
Wolę nie nazywać tego kochaniem.
Jak można tak prawie pół roku?
Nikt mnie jeszcze tak nie bolał.
Minuta drogi, kiedy dzieli nas tylko kilka ulic.
Czasem - na szczęście - są to setki kilometrów.
Dosłownie.
Kolejny raz obejrzałem Dekalog 6 od Kieślowskiego. Pada tam takie zdanie wypowiedziane do Tomka, głównego bohatera:
Dziewczyny udają, że są swobodne, całują się z chłopakami, ale naprawdę to lubią delikatnych chłopców.Wrażliwi chłopcy są nieprzewidywalni.
Ech... Młoda Grażyna Szapołowska...
Tak, mam słabość do blondynek, ale tak naprawdę podobają mi się ciemnowłose dziewczyny.
Zresztą... Co za różnica. Rude też nieraz są fajne.
Szkoda, że większość jest w moich oczach nic nie warta.
Wiesz, bo ja sam nie wiem czego chcę.
Nic.
czwartek, czerwca 03, 2010
die Schmetterlinge.
Obserwacje natury.
Kiedyś, jako dziecko, chodziłem po ogrodzie. Jeszcze dziś pamiętam różnokolorowe skrzydełka motyli. Było ich wtedy naprawdę dużo. Co się z nimi stało? Kwiaty są inne? Zatrute powietrze?
Dziś dalej obserwuję naturę i nie widzę ich aż tyle. Jest za to więcej os, komarów i much, które tylko działają mi na nerwy. Kiedy spotykam jakiegoś motyla, moje oczy się cieszą na jego widok. Niestety nie na długo, bo to są przecież wolne istoty, które lecą tam, gdzie chcą. Jako dzieciak łapałem i więziłem te biedne stworzonka na krótsze, dłuższe chwile. Nie przypominam sobie jednak, czy któregoś uśmierciłem. Wtedy to był tylko motylek. Dzisiaj mi ich brakuje. Parę razy usiadł na mnie jeden, drugi, kiedyś trzeci... Tej wiosny widziałem tylko jednego. A może dwa. A może to była ćma? Czy dzisiaj kwiaty nie są godne tych motyli? Bo to już chyba nie chodzi o to, gdzie są kwiaty z tamtych lat? - jak miałaby śpiewać babcia Marlena według polskiego przekładu... Kwiaty nie zmieniły się wiele. To motyli jest mniej, a więcej tych bardziej dokuczliwych owadów.
Gdybym nie patrzył... Ale lubię patrzeć! Mam czas, żeby patrzeć. Jak poradziłbym sobie bez kilku chwil w otaczającej mnie zieleni poza miejskim smrodem? Lubię miasto, ale nie ograniczam się tylko do betonu. Ewentualnie cegieł, asfaltu, bruku... Obserwuję, bo potrzebuję tego i nikt nie może mi powiedzieć, żebym przestał, bo to marnowanie czasu.
A motyle lubię i jest mi ich brak...
Może uciekły do innej krainy? Tam gdzie rosną kwiaty najpiękniejsze?
Może to dlatego chciałbym też uciec do tej innej krainy?
Myślę też o tym, czy może... one mnie unikają. Wiedzą już jak wielu z nich skrzywdziłem i gdy tylko z daleka mnie zobaczą, to nawet nie podlatują.
Co mam zrobić, żeby je przeprosić?
Urojenia.
Kiedyś, jako dziecko, chodziłem po ogrodzie. Jeszcze dziś pamiętam różnokolorowe skrzydełka motyli. Było ich wtedy naprawdę dużo. Co się z nimi stało? Kwiaty są inne? Zatrute powietrze?
Dziś dalej obserwuję naturę i nie widzę ich aż tyle. Jest za to więcej os, komarów i much, które tylko działają mi na nerwy. Kiedy spotykam jakiegoś motyla, moje oczy się cieszą na jego widok. Niestety nie na długo, bo to są przecież wolne istoty, które lecą tam, gdzie chcą. Jako dzieciak łapałem i więziłem te biedne stworzonka na krótsze, dłuższe chwile. Nie przypominam sobie jednak, czy któregoś uśmierciłem. Wtedy to był tylko motylek. Dzisiaj mi ich brakuje. Parę razy usiadł na mnie jeden, drugi, kiedyś trzeci... Tej wiosny widziałem tylko jednego. A może dwa. A może to była ćma? Czy dzisiaj kwiaty nie są godne tych motyli? Bo to już chyba nie chodzi o to, gdzie są kwiaty z tamtych lat? - jak miałaby śpiewać babcia Marlena według polskiego przekładu... Kwiaty nie zmieniły się wiele. To motyli jest mniej, a więcej tych bardziej dokuczliwych owadów.
Gdybym nie patrzył... Ale lubię patrzeć! Mam czas, żeby patrzeć. Jak poradziłbym sobie bez kilku chwil w otaczającej mnie zieleni poza miejskim smrodem? Lubię miasto, ale nie ograniczam się tylko do betonu. Ewentualnie cegieł, asfaltu, bruku... Obserwuję, bo potrzebuję tego i nikt nie może mi powiedzieć, żebym przestał, bo to marnowanie czasu.
A motyle lubię i jest mi ich brak...
Może uciekły do innej krainy? Tam gdzie rosną kwiaty najpiękniejsze?
Może to dlatego chciałbym też uciec do tej innej krainy?
Myślę też o tym, czy może... one mnie unikają. Wiedzą już jak wielu z nich skrzywdziłem i gdy tylko z daleka mnie zobaczą, to nawet nie podlatują.
Co mam zrobić, żeby je przeprosić?
Urojenia.
środa, czerwca 02, 2010
der Strand.
Myślami czterysta czternaście kilometrów i czterysta pięćdziesiąt metrów stąd. Sto trzy godziny i pięćdziesiąt minut.
Śniła mi się plaża. Gdzieś tam. Albo mi się wydawało, że mi się śniło?
Pozostał w moim umyśle przecież ten obraz. Zachmurzone niebo nad morskimi falami i zimny mokry piasek pod stopami. Sam. Nikogo wokół. Idę sobie, leżę sobie... Czuję się wolny, tak beztrosko, ale czegoś mi brakuje.
Uwielbiam morze. Chociaż nigdy nie byłem w górach. Zbliżająca się okazja ku temu, żeby w końcu to nadrobić, znów mi ucieka, bo jadę znowu jadę na weekend do domu, żeby odpocząć i coś zrobić, a jak zwykle mam trochę pracy, za którą nie chce mi się wziąć. Czy ja za dużo nie odpoczywam? Przecież zbliżają się egzaminy. Potrzebuję.
Potrzebuję jeszcze chwili dla siebie.
Jadąc tramwajem, pomyślałem sobie dziś, że gdybym teraz tak kończył te całe studia... wyniósłbym się do innego miasta. Najchętniej czterysta trzydzieści jeden kilometrów stąd. Sto siedem godzin i pięćdziesiąt minut.
Sześć tysięcy czterysta siedemdziesiąt minut.
Trzysta osiemdziesiąt osiem tysięcy dwieście sekund stąd.
Z drugiej strony jednak spojrzałem na fontannę przy placu Jana Pawła II i... chyba byłoby mi żal. Nic jeszcze nie wiem. Na pewno będzie zupełnie inaczej niż ja chcę.
Nie ma szczęścia. W dzisiejszym lotku nic nie trafiłem. Jak w każdym. Nie ma szczęścia.
Ziewam nad klawiaturą, ale jak się położę, to nie będę mógł zasnąć. Znowu przewracać się z boku na bok, owijać się w kołdrę na najróżniejsze sposoby. Na szczęście nie chce mnie zabić. Nie, nie czytam Super Expressu.
Różne obrazki przelatują mi przed oczami. Kolejny raz nie napiszę jednak o niczym konkretnym poza kilkoma marzeniami, myślami, które w zasadzie przecież nic Ciebie nie obchodzą.
Wcale ładnie nie piszę. To Ty piszesz to, co chciałbym przeczytać, żebym się nie zdołował. A nie to jest najważniejsze. Ale dziękuję.
Nie chcę na Ciebie patrzeć. Ile Was jest? Nie bierz tego do siebie, proszę.
Oldschool elektronika na przemian z różnymi innymi dziwnymi dźwiękami.
Dziś nie chce mi się pisać. Nie popełniłem tej notki tylko dlatego, żeby mieć pierwszą notkę w czerwcu.
Śniła mi się plaża. Gdzieś tam. Albo mi się wydawało, że mi się śniło?
Pozostał w moim umyśle przecież ten obraz. Zachmurzone niebo nad morskimi falami i zimny mokry piasek pod stopami. Sam. Nikogo wokół. Idę sobie, leżę sobie... Czuję się wolny, tak beztrosko, ale czegoś mi brakuje.
Uwielbiam morze. Chociaż nigdy nie byłem w górach. Zbliżająca się okazja ku temu, żeby w końcu to nadrobić, znów mi ucieka, bo jadę znowu jadę na weekend do domu, żeby odpocząć i coś zrobić, a jak zwykle mam trochę pracy, za którą nie chce mi się wziąć. Czy ja za dużo nie odpoczywam? Przecież zbliżają się egzaminy. Potrzebuję.
Potrzebuję jeszcze chwili dla siebie.
Jadąc tramwajem, pomyślałem sobie dziś, że gdybym teraz tak kończył te całe studia... wyniósłbym się do innego miasta. Najchętniej czterysta trzydzieści jeden kilometrów stąd. Sto siedem godzin i pięćdziesiąt minut.
Sześć tysięcy czterysta siedemdziesiąt minut.
Trzysta osiemdziesiąt osiem tysięcy dwieście sekund stąd.
Z drugiej strony jednak spojrzałem na fontannę przy placu Jana Pawła II i... chyba byłoby mi żal. Nic jeszcze nie wiem. Na pewno będzie zupełnie inaczej niż ja chcę.
Nie ma szczęścia. W dzisiejszym lotku nic nie trafiłem. Jak w każdym. Nie ma szczęścia.
Ziewam nad klawiaturą, ale jak się położę, to nie będę mógł zasnąć. Znowu przewracać się z boku na bok, owijać się w kołdrę na najróżniejsze sposoby. Na szczęście nie chce mnie zabić. Nie, nie czytam Super Expressu.
Różne obrazki przelatują mi przed oczami. Kolejny raz nie napiszę jednak o niczym konkretnym poza kilkoma marzeniami, myślami, które w zasadzie przecież nic Ciebie nie obchodzą.
Wcale ładnie nie piszę. To Ty piszesz to, co chciałbym przeczytać, żebym się nie zdołował. A nie to jest najważniejsze. Ale dziękuję.
Nie chcę na Ciebie patrzeć. Ile Was jest? Nie bierz tego do siebie, proszę.
Oldschool elektronika na przemian z różnymi innymi dziwnymi dźwiękami.
Dziś nie chce mi się pisać. Nie popełniłem tej notki tylko dlatego, żeby mieć pierwszą notkę w czerwcu.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)