Nie działam. Nie, ostatnio nie działam.
Ale przecież mam wakacje! Ale chciałbym podziałać...
Miałem sobie ponagrywać. Niczego mi nie brakuje, tylko pomysłów i chęci, żeby usiąść i ponagrywać.
Chciałbym zrobić coś naprawdę kreatywnego. Coś naprawdę od siebie, ale mam taką pustkę w głowie...
Masakra.
Jutro najprawdopodobniej szykuję się w podróż za jeden uśmiech. Planowany jest tydzień w Międzyzdrojach (o ile to przeżyję), a później wyjazd na Brudstock (no dobra, Przystanek Woodstock - jeśli dożyję).
W sumie te wakacje nie są tak przerażająco nudne jak mnie się jeszcze przed paroma miesiącami wydawały.
Chociaż czasem z nudów nie chce mi się żyć.
Czegoś mi brak. Ewidentnie.
Słucham tych piosenek, które umilały mi czas pół roku temu.
Myślę o zimie.
Myślę o tym, że muszę naprawić mój odtwarzacz, bo coś mi się z wejściem słuchawkowym rozpieprzyło.
Najchętniej wymieniłbym go na nowszy model, ale tak się przywiązałem... Poza tym dzisiaj jeszcze mało co otwiera FLACi [czyt. flaki] i to jeszcze tak ładnie jak mój.
Ostatnio nawet wstałem po dziewiątej... Pierwszy raz od... Od nie pamiętam kiedy, nie licząc Basowiszczy.
Wydaje się być monotonnie, ale jednak coś tam czasami mam do załatwienia, lecz to do końca nie zaspokaja mojej nudy. Praca w domu też mnie nie cieszy. Lubię coś czasem w domu zrobić, ale nie przy takiej pogodzie!
Taka pogoda, że przed snem to tylko się najebać, bo spać się nie chce wcale.
Pół roku temu.
Pół roku temu się oszukiwałem. Wszystko było jednym wielkim oszustwem mojego serca i umysłu. Albo odwrotnie.
Wytłumaczyłem to sobie.
Teraz wszyscy wszystko wiedzą. I nikt nic nie wie, albo kto ma wiedzieć, to wie.
Oszustwo czy iluzja? A może się nie oszukiwałem?
Może mi się po prostu wydawało?
Co mi się wydawało?
Że tak było...
Męczy mnie tylko to, że kiedyś był ktoś taki. Teraz nic nie czuję. Poza brakiem czegoś, dzięki czemu mógłbym się znowu oszukać, albo oszukać cały świat i być szczęśliwym.
Tylko cholernie boję się ufać. Tak naprawdę.
Ale potrzebuję kolejnego szaleństwa.
Podróż za jeden uśmiech dobrze mi zrobi.
Czasami potrzebuję być po prostu poza zasięgiem.
"Machines have less problems. I'd like to be a machine, wouldn't you?" - Andy Warhol
czwartek, lipca 22, 2010
Monotonie?
Etykiety:
bałagan,
Brudstock,
Brudstok,
bzdury,
cele,
lato,
liebe,
Międzyzdroje,
nudy,
odcinamsię,
podróż,
Przystanek Woodstock,
rozważania,
urojenia,
wakacje,
Woodstock,
wypoczynek
niedziela, lipca 18, 2010
Freiheitsgefühle.
Są czasem takie chwile, w których nie trzeba mnie długo namawiać do tego, żeby udać się na koniec świata. Koniec świata w przenośni oczywiście, bo z samego centrum udałem się w jeden z najdalszych mi zakątków Polski. Mój drogi kolega Maciek (którego oczywiście pozdrawiam) namówił mnie, żebym pojechał na Festiwal Muzyki Młodej Białorusi Basowiszcza 2010. Moja decyzja była dość spontaniczna i uzależniona tylko od pieniędzy. Sam festiwal nie kosztuje nic. Kosztują tylko bilety PKP, autobusowe, pola namiotowe, jedzenie i piwo. Nie musiałem zatem długo zastanawiać się co z tym zrobić, tym bardziej, że wcześniej już słyszałem o tym festiwalu, a skoro tylu moich znajomych już było na Basach, to czemu ja miałbym tego nie zobaczyć?
Właściwie w dobrym momencie przyszedł czas Basów. Ostatnio potrzebowałem po prostu wsiąść do pociągu byle jakiego i odciąć się od tego wszystkiego, co mnie wkurwia. Ale tak wsiąść i jechać bez celu? Basowiszcza okazało się wspaniałym celem. Odpocząłem, odciąłem się, trzy dni byłem prawie poza zasięgiem i w zasadzie nie potrzebowałem kontaktu ze światem oddalonym ode mnie bardziej niż Gródek - miejscowość, w której wspomniany festiwal się odbywa. Do tego jeszcze fakt, że mam w środku takie uczucie, które sprawia, że ciągnie mnie na wschód, oj ciągnie... To był dobry czas do przemyśleń, co z tym zrobić. Nawet jeśli nie byłem cały czas i do końca trzeźwy.
Sam festiwal zrobił na mnie ogromne wrażenie. Festiwal w lesie, w środku lata, niedaleko białoruskiej granicy, dla większości z Was pewnie kompletna abstrakcja i być może nawet coś nieatrakcyjnego. Szczerze, sam też myślałem na przykład o tegorocznym Jarocinie, ale jechałbym tam tylko dla Pidżamy Porno, Ska-P i jeszcze nie wiem po co. Wcale nie żałuję swojego wyboru.
Jeszcze bliżej poznałem muzykę naszych wschodnich sąsiadów, a także różne inne ciekawe rzeczy związane z samym festiwalem, ruchami opozycyjnymi na Białorusi i nawet językiem białoruskim (dostałem nawet darmowe egzemplarze tygodnika dla Białorusinów, który jest wydawany w Polsce). Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak ciekawą i różnorodną scenę mają Białorusini. Tym bardziej, że podobno tegoroczny festiwal był bardzo różnorodny muzycznie. Niestety nie mam porównania z poprzednimi edycjami, bo to były moje pierwsze Basowiszcza, ale i tak byłem zachwycony tym, co tam się działo. Każda grupa, która pojawiła się na scenie była lepsza od drugiej. Największe wrażenie zrobił na mnie zespół Gurzuf (Гурзуф), który składa się z akordeonisty i perkusisty. Robią taki niesamowity trans, że brak mi słów, aby to jakkolwiek opisać. Polecam choćby poszukać ich na YT.
Ляпис Трубецкой (Lapis Trubieckoj), którzy podobno byli najbardziej oczekiwaną sensacją tego festiwalu też mi się podobali, ale jakoś mnie nie poruszyli. Robią fajną muzykę, ciekawe show, ale czegoś mi zabrakło... Chyba zrozumienia tego, o czym śpiewają, bo chyba to jest największym urokiem Lapisów.
Ляпис Трубецкой (Lapis Trubieckoj), którzy podobno byli najbardziej oczekiwaną sensacją tego festiwalu też mi się podobali, ale jakoś mnie nie poruszyli. Robią fajną muzykę, ciekawe show, ale czegoś mi zabrakło... Chyba zrozumienia tego, o czym śpiewają, bo chyba to jest największym urokiem Lapisów.
W pewnej chwili, kiedy trwał koncert i nad publiką powiewały biało-czerwono-białe flagi, pomyślałem sobie, co mogą czuć teraz ludzie, którzy mieli szczęście przyjechać tam z Białorusi. Tym bardziej, że w tym roku nie było darmowych wiz, czy też zniżek na nie, dla uczestników festiwalu. Co gorsza, jeszcze utrudniono wjazd do Polski poprzez zmiany w procesie wydawania wiz Białorusinom chcącym dostać się na tereny państw należących do strefy Schengen (prawdopodobnie ze względu na działania Łukaszenki i jego bandy). Dla porównania Rosjanie i Ukraińcy płacą za wizę 35 euro, Białorusini natomiast 60. Pomijając jeszcze inne utrudnienia. W każdym razie i tak było dużo ludzi z Białorusi (a tak na oko to nawet całkiem sporo). Co oni muszą czuć, że nie mogą zrobić takiej imprezy u siebie, a mają taką możliwość na przykład u nas? Ja zapomniałem, że znajduję się w Polsce. Czułem wolność. Daleko od domu, w środku lasu, przy głośnej muzyce rockowej (i niekoniecznie rockowej; w tym miejscu mogę też wspomnieć, że mieli całkiem niezłe nagłośnienie, fajnie ustawione itd. rzadko coś szarpało, albo niewłaściwie brzmiało ;)), paroma groszami w kieszeni i po kąpieli w pobliskim zalewie.
Przyszły mi do głowy też rozmyślania nad tym czym jest prawda, racja i wolność. Jako świadomy Europejczyk wiem mniej więcej kto mówi prawdę i kto ma rację. Tak mi się wydaje. Tak samo jak wydaje mi się, że jestem wolny, bo nie ma u nas takiego reżimu jak w Mińsku. Kiedy tam będzie normalnie? Kiedy tam będzie inaczej? Może pytanie o 'inaczej' brzmi lepiej, bo normalność jest względna. Białorusini są chyba przecież w innym kręgu kulturowym niż Polacy (a to jest związane z tym, jak oni postrzegają, rozumieją i traktują różne pojęcia.), przynajmniej w dzisiejszych czasach. Przynajmniej tak wynika z mapki, którą zachowałem w pamięci, a której się musiałem uczyć w liceum na geografię. Białoruś była tam we wschodnioeuropejskim kręgu kulturowym, a Polska... w tym innym, no. Zachodnioeuropejskim, czy jakimś tam... Zapomniałem.
Poza tym wszystkim... na Podlasiu gwiazdy w nocy wyglądają zupełnie inaczej niż tutaj, skąd teraz piszę, w centrum Polski, czy też we Wrocławiu... W dwóch miejscach, z którymi czuję się szczególnie związany. Gwiazdy na Podlasiu wyglądają wspaniale w gorącą letnią noc. A jeszcze kiedy pod nimi widzi się wspaniale podświetloną cerkiew... Magia Podlasia. Dla porównania muszę kiedyś "zaliczyć" Bieszczady...
Na koniec tego marnego posta chcę Wam jeszcze tylko napisać, że w przyszłym roku, jeśli Bóg da i wszystko dobrze się ułoży, też pojadę na Basy! Polecam imprezę! Nie tylko tym zainteresowanym.
I tę piosenkę polecam (szczególnie tym, którzy jej nie słyszeli ;)).
Etykiety:
Basowiszcza,
Basowiszcza 2010,
Białoruś,
bzdury,
muzyka,
noc,
odcinamsię,
piosenka,
Piotrków Trybunalski,
Podlasie,
polityka,
Polska,
rozważania,
Wrocław,
wypoczynek
czwartek, lipca 15, 2010
Langeweile.
Nicnierobienie męczy.
Szczególnie kiedy siedzę w domu, gdy jestem na wakacjach w Piotrkowie.
Tak, spotykam czasem przypadkiem starych znajomych.
Nie chce mi się tu siedzieć.
Na szczęście zostałem wyciągnięty na Basowiszcza, więc pierdolę wszystko i jadę.
Wrócę w niedzielę albo w poniedziałek...
Kolejnych parę takich samych dni w domu i... dalej realizuję moje wakacyjne plany.
A o nich napiszę jak je zrealizuję, żeby nie zapeszać.
Tak tylko piszę co słychać, bo ostatnio jakoś nie mam przemyśleń godnych zapisania.
Szczególnie kiedy siedzę w domu, gdy jestem na wakacjach w Piotrkowie.
Tak, spotykam czasem przypadkiem starych znajomych.
Nie chce mi się tu siedzieć.
Na szczęście zostałem wyciągnięty na Basowiszcza, więc pierdolę wszystko i jadę.
Wrócę w niedzielę albo w poniedziałek...
Kolejnych parę takich samych dni w domu i... dalej realizuję moje wakacyjne plany.
A o nich napiszę jak je zrealizuję, żeby nie zapeszać.
Tak tylko piszę co słychać, bo ostatnio jakoś nie mam przemyśleń godnych zapisania.
poniedziałek, lipca 12, 2010
ein Abend in Lodsch.
Ostatnio kolejny raz zdarzyło mi się zwiedzić Łódź. Powodem mojej wizyty w Mieście Łodzi były urodziny Paris, której obiecałem, że ją nawiedzę i słowa dotrzymałem, chociaż ostatnio na moje słowa nie można za bardzo liczyć. Wiem, nie potrafię dbać o ludzi. Moje egoistyczne podejście do życia wyklucza raczej większe przyjaźnie i temu podobne rzeczy.
Jeśli nie potrafię być czyimś przyjacielem, czy kolegą, to po prostu, kurwa, chcę nienawidzić.
Ale są przecież ludzie, w których nie wszystko mi się podoba, a jednak jakoś z nimi wytrzymuję...
Tak też jest właśnie z moimi uczuciami do Łodzi jako miasta. Dużo mi się w niej nie podoba, a jednak ciągnie mnie tam czasem. Jest może brzydka, okropna, szara i brudna, w prawie każdej bramie śmierdzi stęchlizną, ale ma swój urok. Szczególnie kamienice w centrum i takie perełki jak cerkiew św. Aleksandra Newskiego tam niedaleko Łodzi Fabrycznej (Kilińskiego?), stacji PKP, która w czasach ostatniej wojny zwała się Litzmannstadt-Mitte. Herbem Łodzi była podwójna swastyka, a ulica Piotrkowska była przemianowana na Adolf-Hitler-Straße. Interesujące, ale nie o tym miałem pisać.
Zawsze miałem blisko do Łodzi ("[...] przecież Łódź to taki trochę większy Piotrków!" ^^), jednak dopiero tym ostatnim razem udało mi się na przykład przejść (prawie) całą Piotrkowską... Nie jest rewelacyjnie, tak jak się tego spodziewałem, tak jak widziałem na filmach i zdjęciach i w ogóle, ale... i tak nieźle to wygląda. Chociaż jak tylko odejdzie się w jakąś boczną uliczkę od Piotrkowskiej, to obraz zmienia się tak, jakby przeszło się do innego świata.
Plac Wolności - dopiero kiedy na niego dotarłem, uświadomiłem sobie, że to właśnie to jest ten niby ośmioboczny, ośmiokątny łódzki rynek (chociaż pierwotnym rynkiem w Łodzi jest Stary Rynek, który jest pokryty płytami chodnikowymi, bleee). Zatem tak naprawdę Łódź przecież nie ma takiego ekhm. "normalnego" rynku jak jest we Wrocławiu, w Krakowie. Jednakże ten plac, który też nosił nazwy Nowy Rynek, Freiheitsplatz czy Deutschlandplatz, zrobił na mnie duże wrażenie. Chociaż teraz najciekawszy dla co niektórych może wydawać się rynek Centrum Manufaktura...
Za każdym razem, kiedy pojawiam się w tym mieście, robi ono na mnie coraz większe i (co najważniejsze!) jednak pozytywne wrażenie, bo w końcu je przecież jakoś poznaję.
Przydałby mi się jakiś przewodnik po Mieście Łodzi.
Oczywiście za każdy razem, kiedy wychodzę z hallu Łodzi Kaliskiej, przychodzi mi do głowy scena z filmu Ajlawju z Czarkiem Pazurą.
Odkrywanie Łodzi podoba mi się też ze względu na wszechogarniający (że tak napiszę) industrial. Prawie w takim samym stopniu jak na Górnym Śląsku.
Swoją drogą zapowiada się ciekawe wydarzenie w Katowicach... Kto ma wiedzieć, to wie, ale ja reklamę na billboardzie dostrzegłem na Placu Strzegomskim we Wrocławiu (gdzie swoją drogą ostatnio postawili pociąg do nieba). Świetnie byłoby tam pojechać na Moderat (o, taaaaaaak - i w sensie: do Katowic). I przy okazji lepiej przyjrzeć się Katowicom, do których zwykle tylko na kebab zaglądam...
Mój problem polega na tym, że już wolę poznawać miasta, niż ludzi. Ludzie są beznadziejni. Tak teraz myślę, chociaż sam też jestem beznadziejny, bo cholernie się zaniedbałem we wszystkim. Tylko filmy oglądam ostatnio... i nie cieszy mnie wygrana Hiszpanii w finale MŚ w futbol.
Jeśli nie potrafię być czyimś przyjacielem, czy kolegą, to po prostu, kurwa, chcę nienawidzić.
Ale są przecież ludzie, w których nie wszystko mi się podoba, a jednak jakoś z nimi wytrzymuję...
Tak też jest właśnie z moimi uczuciami do Łodzi jako miasta. Dużo mi się w niej nie podoba, a jednak ciągnie mnie tam czasem. Jest może brzydka, okropna, szara i brudna, w prawie każdej bramie śmierdzi stęchlizną, ale ma swój urok. Szczególnie kamienice w centrum i takie perełki jak cerkiew św. Aleksandra Newskiego tam niedaleko Łodzi Fabrycznej (Kilińskiego?), stacji PKP, która w czasach ostatniej wojny zwała się Litzmannstadt-Mitte. Herbem Łodzi była podwójna swastyka, a ulica Piotrkowska była przemianowana na Adolf-Hitler-Straße. Interesujące, ale nie o tym miałem pisać.
Zawsze miałem blisko do Łodzi ("[...] przecież Łódź to taki trochę większy Piotrków!" ^^), jednak dopiero tym ostatnim razem udało mi się na przykład przejść (prawie) całą Piotrkowską... Nie jest rewelacyjnie, tak jak się tego spodziewałem, tak jak widziałem na filmach i zdjęciach i w ogóle, ale... i tak nieźle to wygląda. Chociaż jak tylko odejdzie się w jakąś boczną uliczkę od Piotrkowskiej, to obraz zmienia się tak, jakby przeszło się do innego świata.
Plac Wolności - dopiero kiedy na niego dotarłem, uświadomiłem sobie, że to właśnie to jest ten niby ośmioboczny, ośmiokątny łódzki rynek (chociaż pierwotnym rynkiem w Łodzi jest Stary Rynek, który jest pokryty płytami chodnikowymi, bleee). Zatem tak naprawdę Łódź przecież nie ma takiego ekhm. "normalnego" rynku jak jest we Wrocławiu, w Krakowie. Jednakże ten plac, który też nosił nazwy Nowy Rynek, Freiheitsplatz czy Deutschlandplatz, zrobił na mnie duże wrażenie. Chociaż teraz najciekawszy dla co niektórych może wydawać się rynek Centrum Manufaktura...
Za każdym razem, kiedy pojawiam się w tym mieście, robi ono na mnie coraz większe i (co najważniejsze!) jednak pozytywne wrażenie, bo w końcu je przecież jakoś poznaję.
Przydałby mi się jakiś przewodnik po Mieście Łodzi.
Oczywiście za każdy razem, kiedy wychodzę z hallu Łodzi Kaliskiej, przychodzi mi do głowy scena z filmu Ajlawju z Czarkiem Pazurą.
Odkrywanie Łodzi podoba mi się też ze względu na wszechogarniający (że tak napiszę) industrial. Prawie w takim samym stopniu jak na Górnym Śląsku.
Swoją drogą zapowiada się ciekawe wydarzenie w Katowicach... Kto ma wiedzieć, to wie, ale ja reklamę na billboardzie dostrzegłem na Placu Strzegomskim we Wrocławiu (gdzie swoją drogą ostatnio postawili pociąg do nieba). Świetnie byłoby tam pojechać na Moderat (o, taaaaaaak - i w sensie: do Katowic). I przy okazji lepiej przyjrzeć się Katowicom, do których zwykle tylko na kebab zaglądam...
Mój problem polega na tym, że już wolę poznawać miasta, niż ludzi. Ludzie są beznadziejni. Tak teraz myślę, chociaż sam też jestem beznadziejny, bo cholernie się zaniedbałem we wszystkim. Tylko filmy oglądam ostatnio... i nie cieszy mnie wygrana Hiszpanii w finale MŚ w futbol.
Etykiety:
bzdury,
cele,
festiwal nowa muzyka,
film,
historia,
Łódź,
mundial 2010,
muzyka,
Piotrków Trybunalski,
pociąg do nieba,
rozważania,
urojenia,
Wrocław,
wypoczynek
czwartek, lipca 01, 2010
Selbstmordgedanken.
ja prawie każdej nocy
chcę sprawdzić, czy Bóg jest,
bo świat jest, kurwa, zły,
a życie traci sens.
(nie bierzcie tego tytułu tak bardzo na poważnie)
chcę sprawdzić, czy Bóg jest,
bo świat jest, kurwa, zły,
a życie traci sens.
(nie bierzcie tego tytułu tak bardzo na poważnie)
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)